Wódz i przeklęci

Wódz i przeklęci, KSIĄŻKI(,,audio,mobi,rtf,djvu), FORBES COLIN
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
COLIN FORBES
WÓDZ I PRZEKLĘCI
Przekład MONIKA KLUCZyŃSKA
Tytuł oryginału TI - LEADER AND TI DAMNED
Dla Jane, dla Marjory dzięki nim powstała ta książka...
W nocy, jeśli wierzyć oświadczeniu Hanny Reitsch, Hitler zgromadził wokoło siebie cały "dwór" i w tym
makabrycznym conclave każdy przedstawił swój plan samobójstwa...
Jest to wszystko, co wiemy o losach zwłok Hitlera i Ewy Braun.
Paląc się wolno na gruncie piaszczystym sto osiemdziesiąt litrów benzyny mogło zwęglić ciało, pozostawiając
resztki nie do rozpoznania, ale kości oparłyby się płomieniom. Tych kości jednak nigdy nie odnaleziono.... los
Martina Bormanna pozostał tajemnicą.
Wyjątki z książki "Ostatnie dni Hitlera" Hugha R. Trevor - Ropera (podkreślenie C. Forbesa) tłumaczył
Kazimierz Fudakowski.
W ostatnich swoich latach Hitler przejawiał niechęć do publicznego występowania, wyrzekł się tej niezwykłej
władzy, którą, jako wiecowy mówca, sprawował nad masami.
Wyjątek z książki "Hitler. Studium tyranii" Alana Bullocka; tłum. Tadeusz Evert. ..
Sowieci mieli w Szwajcarii fantastyczne źródło informacji, niejakiego Rudolfa Roesslera (kryptonim "Lucy").
Kanałami, których do dziś nie udało się ustalić, Roessłer - otrzymywał wiadomości z najwyższego szczebla
niemieckich władz wojskowych...
Wyjątek z "The Craft Of Intelligence" (Sztuka wywiadu) Allena Dullesa.
Część pierwsza
CZŁOWIEK w LUSTRACH
Rozdział pierwszy
13 marca 1943 roku.
Bomba zegarowa, która miała zabić Adolfa Hitlera, wodza narodu niemieckiego i głównodowodzącego
niemieckich sił zbrojnych, została zmontowana w Smoleńsku z wielką starannością.
Straszliwa rosyjska zima wciąż dawała się we znaki. W chwili gdy Hitler omawiał z feldmarszałkiem von
Klugem następną planowaną ofensywę przeciwko Armii Czerwonej, termometry wskazywały wiele stopni
poniżej zera. Fuhrer, ubrany w wojskowy gruby płaszcz i czapkę ze złotym orłem trzymającym w szponach
swastykę, był w świetnym nastroju - ożywiony, pełen pasji i optymizmu.
- Zmiażdżymy Rosjan! Zaatakujemy wcześniej, niż się spodziewają - powiedział do von Klugego i
towarzyszących mu oficerów sztabowych. - Unicestwimy ich jednym potężnym ciosem, przygnieciemy
przewagą ludzi, czołgów, dział...
- Mein Fuhrer - wtrącił z szacunkiem von Kluge - czuję się w obowiązku przypomnieć, że w chwili obecnej
wojska Stalina mają nad nami przewagę liczebną...
- Tylko chwilowo.
Po tej krótkiej uwadze Hitler zamilkł. Rozejrzał się po na wpół zrujnowanym betonowym bunkrze, w którym
odbywała się narada, i podszedł sztywnym krokiem do okna z rozbitą szybą, zasłoniętego brezentową płachtą
trzepoczącą w porywach wichury. Był to typowy dramatyczny gest, aktorski chwyt, aby utrzymać widownię w
napięciu przed wygłoszeniem sensacyjnego oświadczenia. W milczeniu, jakie zapanowało, wycie wiatru stało
się głośniejsze. Cisza się przedłużała.
Hitler patrzył przez okno na nie kończący się sznur radzieckich jeńców, brnących przez śnieg pod strażą
żołnierzy Wehrmachtu.
Obraz białego piekła Rosji ginął w dali za zasłoną padającego śniegu.
Za sznurem jeńców widać było inny zniszczony bunkier, którego strop groził zawaleniem. Niezwykła intuicja
Hitlera nie ostrzegła go tym razem, że w tamtej ruinie dzieje się coś niezwykłego.
Odwrócił się, podszedł z powrotem do stołu i uderzył zaciśniętą pięścią w rozłożoną na blacie mapę
wschodniego frontu. Jego głos stał się wysoki i ostry jak głos szaleńca.
- Tylko chwilowo! - powtórzył. - Nie wiecie jeszcze czegoś, co zamierzam wam oznajmić. Wkrótce będziecie
mieli do dyspozycji dodatkowych czterdzieści dywizji - w tym dziesięć pancernych! Któż odważy się
zaprzeczyć, że z taką siłą w ciągu dwóch miesięcy zmieciemy Armię Czerwoną z powierzchni ziemi?!
Drętwiejąc z zimna pomimo piecyków rozstawionych wokół stołu - w całym budynku cuchnęło wyziewami
palonego oleju -von Kluge był równie zdumiony jak jego oficerowie. On pierwszy spośród obecnych na tyle
odzyskał przytomność umysłu, by ostrożnie zapytać:
- Mein Fuhrer, czy można wiedzieć, skąd nadejdzie to rzeczywiście ogromne wsparcie?
- Z zachodu, oczywiście! - krzyknął Hitler. - Natychmiast po powrocie do swej kwatery wydam odpowiedni
rozkaz. Z tymi świeżymi ludźmi i czołgami już w maju będziecie w Moskwie! A gdy tylko Moskwa - główny
węzeł sowieckich kolei - upadnie, Stalin będzie skończony!
- Lecz tereny zachodniej Europy pozostaną bez obrony -zaoponował von Kluge - otwarte na oścież dla inwazji
sił anglo-amerykańskich...
- Ma pan krótką pamięć, mój drogi von Kluge - warknął Hitler. - Zastosowałem z powodzeniem ten sam
manewr, gdy najechaliśmy Polskę w 1939 roku. Zachodnie fronty Rzeszy były wówczas bezbronne. W
dodatku wojska brytyjskie i francuskie znajdowały się wtedy na miejscu, na kontynencie. I co, zaatakowały?
Nie! Wszystko poszło tak, jak to przewidziałem.
- Ale gdy Churchill dowie się o wycofaniu...
Hitler dał się ponieść własnemu podnieceniu, wprawiając się w stan gniewnej pogardy.
- Myśli pan, że to przeoczyłem? Makiety obozów wojskowych i czołgów są już gotowe! zdjęcia wykonane z
samolotów zwiadowczych wroga potwierdzą, że te czterdzieści dywizji wciąż jest na swoich miejscach!
Będzie to mistrzowski manewr! A gdy Moskwa upadnie, wystarczy nam garść oddziałów, aby zgnieść resztki
rozproszonych wojsk Stalina. Będzie pan miał całe lato na wykonanie tego zadania bez pośpiechu. Zaś sto
dwadzieścia naszych dywizji przerzucimy na zachód i staną twarzą w twarz z tym amerykańskim pachołkiem,
Churchillem, i jego mocodawcami. Możliwe, że to pan, von Kluge, otrzyma naczelne dowództwo - dodał od
niechcenia.
W betonowym bunkrze, na który Hitler spoglądał przed chwilą, Generał Henning von Tresckow, pierwszy
oficer sztabu grupy Armii Środek pod dowództwem von Klugego, właśnie skończył składanie bomby i zajął
się nastawianiem mechanizmu zegarowego. Przy drzwiach czuwał jego pomocnik, porucznik Schlabrendorff.
O wiele młodszy od generała, był w tej chwili istnym kłębkiem nerwów. - Zastygł w bezruchu, roztrząsając w
myśli wszystkie elementy spisku, które mogły się nie powieść.
- Skąd możemy mieć pewność, kiedy wsiądzie do samolotu? -spytał. - Trzeba przecież odpowiednio ustawić
zegar. Bomba musi wybuchnąć, gdy będą w powietrzu, albo koniec z nami... - Uspokój się -dodawał mu
otuchy von Tresckow nie podnosząc oczu znad mechanizmu. - Po konferencji fuhrer wraca od razu do
Wilczego Szańca w Prusach Wschodnich, osiemset kilometrów stąd.
To zostawia szeroki margines bezpieczeństwa na obliczenie momentu detonacji...
- Chyba że zdecyduje się tu przenocować.
- Tego nie zrobi. Nigdy nie pozostaje poza swoją główną kwaterą ani chwili dłużej niż to konieczne. Nie ufa
nikomu - zawsze taki był.
"I właśnie tej nieufności zawdzięcza, że tak skutecznie unika niebezpieczeństw" - dopowiedział w myśli
generał. Lecz tym razem Hitler popełnił niedopatrzenie: pewna grupa generałów w Berlinie czekała tylko na
wiadomość o jego śmierci, żeby przejąć władzę. Von Tresckow stwierdził z zadowoleniem, że bomba jest
gotowa. Z otwartej paczki wyjął dwie butelki koniaku i postawił je na stole. Włożył na dno pakunku bombę, a
na wierzch butelki, tak by ją zasłaniały. Potem bez wahania wyszedł z budynku i skierował się na pas startowy
wprost do kondora, który czekał, aby zabrać Hitlera z powrotem do Niemiec.
Adiutant ruszył za nim.
Zanim doszli do samolotu, idący przodem generał został zatrzymany przez Otto Reitera, oficera S.S,
pytającego, w jakim celu tu przyszedł.
Von Tresckow wyprostował się sztywno i spojrzał z zimną wyniosłością na bladą twarz esesmana o kościach
policzkowych wystających jak w trupiej czaszce. Po kilku sekundach Reiter stracił kontenans i spuściwszy
wzrok zerknął na paczkę, którą generał wysunął w jego stronę.
- Drobny upominek dla przyjaciela w Wilczym Szańcu. Chcę to zostawić w samolocie. Czy mam przejść po
was, czy zejdziecie mi, do cholery, z drogi? A może chcecie, żebym powiadomił fuhrera, że przekroczyliście
swoje kompetencje? Krótki pobyt na froncie nauczy was dyscypliny.
Reiter, którego mózg z zimna prawie już nie funkcjonował, zadrżał na tę groźbę i odsunął się. Von Tresckow
po schodkach wspiął się na pokład kondora, przeszedł między wygodnymi fotelami, które specjalnie tu
zamontowano, zerknął przez oszronione okno na sylwetkę Reitera pogrążonego w rozmowie ze
Schlabrendorfem i wepchnął pakunek pod jedno z siedzeń. Opuściwszy samolot poprawił czapkę, mijając
Reitera kichnął gwałtownie i wrócił do swojej kwatery mieszczącej się niedaleko miejsca konferencji.
W normalnych okolicznościach generał musiałby uczestniczyć w naradzie, lecz w ostatniej chwili
usprawiedliwił się przed swoim zwierzchnikiem, von Klugem, atakiem grypy. Teraz, z dala od
zdenerwowanego adiutanta, pozorne opanowanie von Tresckowa zniknęło bez śladu. Osunął się na materac
swej pryczy targany wątpliwościami. Nieodwracalnie już złożył głowę pod topór, a tyle rzeczy mogło jeszcze
się nie udać.
Czy ta esesmańska świnia, Reiter, nie zechce wejść do samolotu, żeby po raz ostatni przejrzeć jego wnętrze?
Wyglądało na to, że w pełni go przekonał widok wystających z paczki szyjek dwóch butelek koniaku. Czy
Hitler nie zmieni w ostatniej chwili swoich planów, jak to się już często zdarzało? Ten człowiek najwyraźniej
posiadał jakiś niesamowity instynkt, ostrzegający go przed, niebezpieczeństwem.
Przeżył jak do tej pory sześć zamachów na swoje życie.
Von Tresckow usłyszał kiedyś nawet plotkę, że Hitler ma sobowtóra, którego wygląd mógł każdego oszukać.
Czy to naprawdę Hitler wygłaszał teraz perorę do oficerów von Klugego?
"Niech to diabli, dawniej nie miałem tylu wątpliwości" - powiedział sam do siebie. To musiała być wina tego
przeklętego rosyjskiego mrozu, który przenikał ciało i paraliżował wszelką zdolność logicznego myślenia.
Drzwi się otworzyły i stanął w nich Schlabrendorff.
- Właśnie wychodzi! - krzyknął. - Za chwilę wsiądzie do samolotu!
- A nie mówiłem?
Generał wstał i przycisnął dłoń do lodowatej szyby. Jego pokój również wypełniał wydzielany przez piecyk
odór palonego oleju. Nie mógł się zdecydować, czego bardziej nie cierpi - tego ohydnego smrodu, który
utrzymywał go przy życiu, czy znienawidzonego zimna, czyniącego każdy ruch czy myśl wysiłkiem ponad
miarę. Trzymał zdrętwiałą dłoń przytkniętą do okna, dopóki szron w tym miejscu nie stopniał. Przez ciemny
otwór ujrzeli niewyraźną sylwetkę fuhrera.
- Rozumiecie, von Kluge - powtórzył Hitler - chodzi o jedno gigantyczne uderzenie zmasowanymi siłami
czołgów i ludzi. Mając pod swoją komendą tę ogromną armię - największą w tej wojnie -będzie pan parł wciąż
naprzód, bez ustanku! Zatrzyma się pan dopiero w Moskwie! Wróg nie będzie miał żadnej szansy, żeby się
otrząsnąć z zaskoczenia! Nie myślcie nawet o braniu jeńców... - Wpatrywał się w von Klugego
swymi intensywnie niebieskimi oczami, wywierającymi na ludzi hipnotyczny wpływ. - Utrzymajcie szybkość
ataku jak we Francji w 1940 - zgniećcie te świnie na miazgę! Dalej i dalej, póki nie ujrzycie w celownikach
dział kopuł cerkwi świętego Wasyla!
- Rozumiem, mein Fuhrer! Dysponując tak wielką siłą osiągniemy cel...
Hitler, który odwlekał chwilę wejścia do samolotu i dając innym dobry przykład stał na straszliwym mrozie,
chwycił kurczowo von Klugego za ramię i zniżył głos.
- Przyjacielu, lada moment wejdzie pan do historii. Jeszcze za sto lat historycy będą opisywać drugą bitwę pod
Moskwą, która stała się ostateczną zgubą Stalina i starła bolszewicką zarazę z powierzchni ziemi!
To rzekłszy odwrócił się, a von Kluge, jeden z najmądrzejszych i najbardziej doświadczonych dowódców
Hitlera, poczuł, jak rośnie w nim młodzieńczy entuzjazm. Znów dała o sobie znać niezwykła zdolność Hitlera
- umiejętność pobudzania ludzi do działania. Von Kluge zasalutował fuhrerowi, kroczącemu wolno w stronę
samolotu.
Pod wodzą Reitera uzbrojeni po zęby żołnierze S.S ze straży przybocznej fuhrera ustawili się w szpaler. Hitler
przeszedł bardzo powoli między żołnierzami, przyglądając się badawczo każdej twarzy.
Zimno zdawało się nie robić na nim najmniejszego wrażenia - w ciągu chudych lat młodości w Wiedniu
nauczył się ignorować rzeczy tak trywialne, jak fizyczne niewygody, i mobilizować całą niepospolitą siłę woli
w ważniejszych sprawach. Wtem zatrzymał się przed schodkami prowadzącymi na pokład. Coś było nie w
porządku..
Swym szóstym zmysłem wyczuł jakieś niebezpieczeństwo. Gdzie się mogło kryć? Rozejrzał się wokół
szukając jakiejś wskazówki. Pierwszy oficer sztabowy von Klugego, generał von Tresckow, nie przybył na
naradę wojenną. Jakieś dolegliwości związane z grypą. Dlaczego mu się to przypomniało? Stał bez ruchu w
padającym śniegu, nieczuły na porywy podstępnego wschodniego wiatru. Podwójna kolumna esesmanów
zastygła równie nieruchomo z prawicami wzniesionymi w faszystowskim salucie. W oddali było słychać,
jakby stłumione odgłosy burzy, grzmoty wystrzałów z frontu, które wiatr donosił aż do Smoleńska..
Generał von Tresckow obserwował tę scenę ze swojej kwatery przez wytopiony w szronie na szybie otwór w
kształcie dłoni. Szyba zachodziła mgłą. Nie odważył się oczyścić jej ponownie, ruch mógł zostać zauważony -
choćby i przez samego fuhrera. Przed oczami Hitlera nic się nie mogło ukryć.
- Waha się... Coś zwietrzył...
Chwila była pełna napięcia. Schlabrendorff zdał sobie sprawę, że ze strachu zniżył głos do szeptu. Czuł
miękkość w kolanach i zastanawiał się, klnąc w duchu, jak mogli podjąć się realizacji tego szalonego kroku.
- Tak - zgodził się ponuro von Tresckow - ten jego cholerny szósty zmysł znów zadziałał. To niesamowite.
Widział już siebie przed plutonem egzekucyjnym, jak stoi wyprostowany, odarty ze wszystkich orderów,
słyszał dźwięk komendy, po której lufy zniżą się i wycelują w niego, i krótkie "Ognia!" A potem wieczne
zapomnienie. Wysiłkiem woli godnym samego fuhrera opanował strach i czekał.
Hitler wciąż nie wsiadał do samolotu. Esesmani salutujący z wyciągniętymi rękami byli bliscy zamarznięcia w
tej pozycji. Feldmarszałek von Kluge i jego sztab stali opodal na baczność. Von Kluge nie otrząsnął się jeszcze
z uniesienia. Przed przyjazdem Hitlera czuł się zniechęcony jałowością swoich wysiłków - na miejsce każdego
zabitego Rosjanina zaraz pojawiało się dwóch następnych, jak w koszmarze sennym.
Teraz przetrawiał w myślach nowy plan. Im dłużej o nim myślał, tym bardziej wydawał mu się on realny. To,
co powiodło się w Polsce, sprawdzi się i w Rosji. Lecz tym razem zwycięstwo będzie kolosalne i wstrząśnie
całym światem. Jeden straszliwy atak zniszczy całą Armię Czerwoną. Tylko człowiek obdarzony takimi
mesmerycznymi zdolnościami jak Hitler mógł dopiąć tego, by krańcowo zmienić w ciągu jednej krótkiej
konferencji nastawienie trzeźwo myślącego dowódcy pokroju von Klugego.
Nagle fuhrer podrzucił rękę w salucie i okrzyk "Heil Hitler!" odbił się echem wśród niegościnnych,
przysypanych śniegiem, na wpół zburzonych bunkrów będących siedzibą sztabu. Fuhrer bez słowa odwrócił
się, wszedł po schodkach i zniknął we wnętrzu samolotu.
Drzwi zamknięto, pilot zapuścił silniki, schodki zostały odciągnięte na bok i maszyna ruszyła po świeżo
oczyszczonym pasie startowym, podskakując na wybojach.
W samolocie Hitler zdjął czapkę i płaszcz, podał je adiutantowi, który otrzepał z nich śnieg; i szybko ruszył
przejściem między fotelami.
Wybrał miejsce tuż przed tym, pod którym von Tresckow umieścił bombę zegarową, i kazał przynieść swoją
teczkę. Chciał się czymś zająć, nie cierpiał latania w równym stopniu, w jakim uwielbiał zawrotnie
szybkąjazdę samochodem.
Mimo niechęci do samolotów fuhrer rozluźnił się, z jego twarzy zniknął marsowy wyraz i pojawił się uśmiech,
który oczarował -i rozbroił - przywódców tylu państw na Zachodzie. Gdy wyjmował złożoną mapę Francji i
Niderlandów z zaznaczonymi lokalizacjami fałszywych obozów wojskowych, samolot oderwał się od ziemi.
Von Kluge i jego sztab stali wciąż na mrozie i patrzyli za znikającą w gęstych chmurach maszyną, unoszącą na
pokładzie największego politycznego i wojskowego geniusza od czasu Napoleona i Juliusza Cezara. Może
często uciekał się do złych metod działania, lecz jego poprzednicy też nie byli święci. W dodatku Hitler w
przeciwieństwie do nich nie odebrał odpowiedniej edukacji ani fachowego wyszkolenia.
Z przysłowiowego rynsztoka wzniósł się na szczyty, a jego jedyną bronią był niezwykły dar wymowy, wielka
siła woli i wiara w swoje własne powołanie. On jeden dokonał rzeczy niewiarygodnej - wyciągnął
osiemdziesięcio-milionowy naród z odmętów poniżenia i rozpaczy i przemienił go w najgroźniejszą potęgę w
świecie.
Von Tresckow i Schlabrendorff z ukrycia śledzili wzrokiem mały, - niewyraźny przecinek samolotu, niknący
na tle nieba. Wreszcie odwrócili się od okna. Porucznik otarł krople potu z czoła. Nawet opanowany von
Tresckow osunął się bezwładnie na krzesło.
- Udało się! - powiedział z radością Schlabrendorff.
- Bomba musi jeszcze wybuchnąć - przypomniał mu jego przełożony. Otrząsnął się z otępienia, które było
reakcją po przeżytym napięciu. - Wyślę informację do Berlina, żeby uprzedzić Olbrichta...
Wyszedł z kwatery i pomaszerował szparko, przez śnieg do budynku łączności, który miał bezpośrednią linię z
Berlinem. Kazał operatorowi wyjść z pokoju.
- Muszę wysłać ściśle poufną wiadomość - oświadczył szorstko.
Poczekał, aż drzwi się zamkną, wywołał Berlin i poprosił o natychmiastowe połączenie z generałem
Olbrichtem, zastępcą dowódcy armii rezerwowej, który miał pod swoją komendą oddziały wojskowe w
stolicy.
- Tu von Tresckow - powiedział do Olbrichta, gdy generał zgłosił się na linii. - Obiecany prezent został już
dostarczony...
Przerwał połączenie natychmiast po wypowiedzeniu tego hasła -nikt nie wiedział, które rozmowy są
podsłuchiwane przez cholerne gestapo. Teraz wszystko było przygotowane. Kiedy tylko wieść o śmierci
Hitlera dotrze do Berlina, Olbricht przystąpi do działania i za pomocą swoich sił garnizonowych opanuje
wszystkie główne ośrodki władzy, jak Ministerstwo Wojny, rozgłośnie radiowe czy Ministerstwo Oświecenia
Publicznego i Propagandy.
Generał von Tresckow wyszedł z centrali łączności i spojrzał przelotnie na tę stronę nieba, gdzie zniknął
samolot Hitlera, rozpoczynający długi lot do Wilczego Szańca w Prusach Wschodnich.
Wszystko zależało teraz od jednej rzeczy. Od wybuchu bomby.
Rozdział drugi
13 marca 1943.
W Rastenburgu (Tak brzmiała niemiecka nazwa Kętrzyna) Martin Bormann, szef Kancelarii N.S.D.A.P, stał
przed wieżą kontrolną lotniska, oddalonego kilka kilometrów od Wolfsschanze - Wilczego Szańca, tajnej
kwatery Hitlera w Prusach Wschodnich - w oczekiwaniu na przylot wodza.
Przy nim stał Alois Vogel, szef straży przybocznej fuhrera złożonej z żołnierzy S.S, wysoki mężczyzna o
pociągłej twarzy i wąskich ustach, ubrany w czarny mundur z naszywkami w kształcie błyskawic na kołnierzu.
Przytupywał, pod jego nogami chrzęścił poryty koleinami, zmarznięty śnieg. Zerknął na zegarek ze
zniecierpliwieniem. Kciukiem w rękawiczce usunął warstewkę lodu, która utworzyła się na szkiełku.
- Już wkrótce powinien przylecieć - zauważył. - Oby ta przeklęta mgła się podniosła...
- To zwykła pogoda tutaj - odparł spokojnie Bormann -a pilot fuhrera jest mistrzem w swoim fachu.
Rzeczywiście, warunki atmosferyczne nie odbiegały od normy.
Przez niemal pół roku ta posępna część Niemiec była spowita w białe tumany i pokryta śniegiem. W powietrzu
wisiała niesamowita cisza.
Mgła przewalała się kłębami niczym opar nad powierzchnią morza, a gdy chwilami rzedniała, ukazywały się
spoza niej niewyraźne sylwetki drzew na skraju nie kończących się sosnowych lasów. Bormann, jak zawsze
cierpliwy - w przeciwieństwie do oficera S.S - stał całkiem nieruchomo z rękami założonymi do tyłu.
Ten jeden z najbardziej zagadkowych ludzi historii XX wieku był niskim, przysadzistym mężczyzną o
słowiańskiej twarzy. Miał silnie zarysowany nos, głowę podobną do łebka kreta i rzadko okazywał emocje.
Nie sposób było odgadnąć jego myśli - na pozór był jedynie wiernym sekretarzem Hitlera, przekazywał jego
rozkazy i baczył, by były natychmiast wypełniane. Lecz bardziej spostrzegawczy obserwatorzy wyczuwali coś
złowieszczego w tej osobowości przypominającej kameleona, kryjącej się w tle. "To cień Hitlera -zauważył
kiedyś pewien generał. - Cień bardziej mroczny od człowieka, który go rzuca".
- Oto i on - rzekł Vogel.
Odwrócił się i wydał odpowiednie rozkazy dwudziestu uzbrojonym esesmanom, stanowiącym osobistą
ochronę fuhrera. Bormann lekko odwrócił głowę. Vogel miał rację - w ciszę bezgłośnie kłębiącej się mgły
wdarł się dźwięk silników nadlatującego samolotu. Stłumiony pomruk narastał z każdą chwilą. Bormann
wszedł do budynku i wyłonił się stamtąd z owczarkiem alzackim na smyczy. Fuhrer będzie zadowolony, gdy
po długim locie ze Smoleńska zobaczy Blondi, sukę, którą Bormann osobiście dla niego wyszukał, żeby
pocieszyć go po klęsce pod Stalingradem.
Takimi drobnymi, świadczącymi o troskliwości gestami Bormann umacniał swoją pozycję osobistego
sekretarza Hitlera - człowieka, który przekazywał na zewnątrz większość jego rozkazów. W Wilczym Szańcu
dopasował nawet swoje godziny snu do fuhrera, aby trwać od rana do nocy przy jego boku i nie odstępować
wodza ani na chwilę.
Bormanna w najmniejszym stopniu nie obchodził fakt, że Goering, Himmler i inne partyjne tuzy serdecznie go
nienawidzą. Jego ambicją było właśnie to, co osiągnął - być cieniem Hitlera, zawsze obecnym przy
podejmowaniu decyzji.
- Schodzi do lądowania! - krzyknął Vogel. - Czy mam zawiadomić główną kwaterę?
- Nie. Pozostawcie to mnie.
Bormann usiłował przebić wzrokiem ciężkie chmury, by dostrzec nadlatujący samolot. Szczęśliwym trafem
lekki powiew wiatru rozproszył mgłę i odsłonił pas, na którym kondor miał wylądować.
"Znowu to szczęście Hitlera" - pomyślał Bormann zgryźliwie.
Przez cały dzień lotnisko było kompletnie niewidoczne, lecz teraz bezpieczne posadzenie samolotu będzie dla
pilota fraszką. Wilczur szarpnął smycz, jakby wyczuwając przybycie pana.
- Siad! - warknął Bormann, wciąż wypatrując zimnym wzrokiem maszyny.
Na pokładzie kondora Adolf Hitler zapiął guziki wojskowego płaszcza i włożył czapkę. Na jego twarzy
malowała się wyniosła pycha - była to twarz zdobywcy świata, którego za chwilę miała powitać straż
przyboczna. A przecież zaledwie pół godziny temu przyprawił grupkę swych adiutantów o histeryczny atak
śmiechu, gdy zaczął paradować tam i z powrotem między fotelami, naśladując Chamberlaina podczas wizyty,
jaką premier Wielkiej Brytanii złożył mu na przedwojennej konferencji w Monachium. Wyjrzał przez okno
wypatrując ziemi.
Nikt z towarzyszących mu w samolocie nie mógłby zgadnąć, że ma w tej chwili nerwy rozstrojone do
ostatnich granic. Nie znosił momentu lądowania równie mocno co chwili startu. "Nigdy już nie polecę
samolotem" - obiecał sobie w duchu. Lecz wiedział, że w razie potrzeby znów będzie znosił tę udrękę.
Zamrugał. W dole mignęły mu przelotnie szczyty sosen.
Bormann obserwował, jak maszyna podchodzi do lądowania.
Pojawiła się i znów zniknęła, gdy pilot wykonał ostatni skręt przed zejściem na ziemię. Obrzucając wzrokiem
lotnisko, gdzie Vogel ustawił w szyku swoich ludzi, Bormann wyczuł nastrój napięcia i podniecenia, który
zawsze towarzyszył takim okazjom..
Jakie wieści przywiezie Hitler z frontu wschodniego? Bormann przypomniał sobie, jak parę minut przed
odlotem fuhrer wziął go na bok i napomknął o swoich planach - co było w wysokim stopniu niezwykłe. Hitler
twardo stosował regułę trzymania w ścisłej tajemnicy wszystkich ważnych decyzji strategicznych aż do
chwili, kiedy oznajmiał je publicznie.
- Bormann - powiedział poufnym tonem - znajdujemy się w przededniu generalnego manewru, który przechyli
na naszą stronę szalę zwycięstwa w całej wojnie - manewru tak śmiałego, że nie powstydziłby się go Napoleon
ani Fryderyk Wielki.
- Będę więc z niecierpliwością czekał na pański powrót - odparł Bormann.
Znów zobaczył samolot. Leciał teraz znacznie niżej i był nie więcej niż kilometr od lotniska. Zszedł stromo w
dół, ginąc w gęstej mgle. Bormann ujrzał oślepiający błysk i w ułamku sekundy na własne oczy zobaczył
rozlatującą się w powietrzu maszynę. Nieco później dotarł do niego stłumiony huk eksplozji. I znowu wokół
zapanowała cisza. Ośnieżony las stał w białym oparze. Najmniejszego dźwięku.
Przez kilka sekund Bormann nie był w stanie ruszyć się z miejsca.
Owczarek z niskim, zawodzącym skowytem skoczył naprzód, wyrwał mu smycz z ręki i rzucił się pędem w
stronę miejsca katastrofy.
Ucieczka psa pobudziła Bormanna do działania. Zaczął wykrzykiwać polecenia do Vogla:
- Wysłać dwóch ludzi do wieży kontrolnej! Odciąć wszystkie linie łączności! Lotnisko otoczyć żołnierzami!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • diabelki.xlx.pl
  • Podobne
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Spojrzeliśmy na siebie szukając słów, które nie istniały.