Węgierski Tomasz Kajetan Organy

Węgierski Tomasz Kajetan Organy, Oświecenie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ORGANY
POEMA HEROI-KOMICZNE
W SZEŚCIU PIEŚNIACH.
DO
IGNACEGO KRASICKIEGO,
KSIĘCIA BISKUPA WARMIŃSKIEGO.
M
ości
K
siąże!
Nie Książęciu i Kawalerowi Orderów, bo w oczy moje ten blask nieuderza; nie posiadaczowi
prawie udzielnemu rozległego Biskupstwa, bo Kanonikiem Warmińskim być nie myślę; nie
faworytowi i poufałemu przyjacielowi dwóch Królów, bo od jednego daleko W. Ks. Mość
mieszkasz, a obcego łaska na mało mi się przyda; ale wielkiemu autorowi
Myszeidos
, ale
dowcipnemu krytykowi Trybunałów i Sejmików w
Doświadczyńskim
, ale zabawnemu w
posiedzeniu, ale jednego z najpierwszych na Parnasie naszym Poecie, to dzieło moje dedykuję.
Gdybyś W. Ks. Mość w kościele Heilberskim nie miał Organów, prosiłbym, żebyś tam moje
postawił, a mnie na nich zrobił Organistą; lepiejby mi może było, niż teraz: składałbym godzinki i
kantyczki, i więcejbym na nich zyskał, niż na wierszach najdowcipniejszych, z przyczyny, że dotąd
mamy więcej nabożnych, niż uczonych.
Te to są Organy, do którychem za bytności W. Ks. Mości w Warszawie klawisze i dudy sporządzał i
nieraz słyszałem od niego, że ich dźwięk uszom jego dobrze w tej mierze sądzić przyzwyczajonym,
dosyć był przyjemny. Approbacya ta do zupełnego zachęciła mię zakończenia tego Poema, i
ofiarowania go W. Ks. Mości. Będę sobie winszował, jeźli ostatnie pieśni zabawią go tyle, ile
pierwsze. Największy jest dowód dobroci dzieła, kiedy czytających nie nudzi. Pomyślne zdanie W.
Ks. Mci wiele do sławy wierszom moim pomoże. Mało jest takich, coby przez siebie sądzić
potrafili; rozsądek ich za cudzą znajomością jest zawsze na powodzie, chwalą lub ganią dzieło, nie
dlatego, że złe lub dobre, lecz dla tego, że się temu Księciu lub Panu podobało; a między nawałem
wierszy, któremi na nieszczęście od lat kilkunastu przyrzuceni jesteśmy, ledwie kilka osób rozeznać
może przez siebie, że ich bardzo mało dobrych. Zbytek, który nas zgubił, do wierszy się nawet
rozciąga; niemasz aż do ostatniego żaczka, któryby ich nie robił. Pewien zakon najbardziej jednak
w nich przesadza, i sądząc z pozoru, zdaje się, że wszystkie członki jego na złych Poetów się
poświęciły: niemasz święta, uroczystości, wesela, urodzin, pogrzebu, stypy, żebyśmy na nie z
magazynu tego wierszy nie mieli; z czasem na wszystkie dni roku ich dostaniemy. Szczęśliwy W.
Ks. Mość jesteś, że od tych Parnaskich bredni wolne masz uszy; my niemi zupełnie jesteśmy
przywaleni.
To szaleństwo już wszystkie ogarnęło Stany,
Poważne nawet wiersze piszą Kasztelany;
— — — — — — —
— — — — — — —
Cobyś W. Ks. Mość rzekł, gdybym mu powiedział, że na Sejmach nawet wierszami gadają? Jeźli
Opatrzność Bozka nad Polskim ludem zmiłować się nie raczy, proza nawet z potocznej mowy
wypędzona będzie. To jednak przyznać trzeba, że Poeci nasi w nadgrodę tego, prawie wszyscy
wiersze, prozą piszą. Onegdaj przyniesiono mi wiersze od tysiąca wierszy; znałem człeka zinąd
pełnego rozsądku i czułości; rzuciłem się skwapliwie do czytania tego dzieła; nie wymawiam mu,
że zupełnie od początku aż do końca żadnego z prawideł przyzwoitych nie zachował, że tytuł tylko
jest prawdziwy, że wstęp nawet nie do rzeczy, ale gdzież tu Poezya? (myśliłem sobie) gdzie duch
geniuszu wszystko ożywiający? gdzie gładkość wierszy? gdzie harmonia kadencyi? gdzie żywość
myśli z obrazów? Zdziwiłem się, ale sobie niedowierzając, zaniosłem do jednego z przyjaciół
moich, człeka obszernej wiadomości i gustu niewątpliwego, którego zdanie za nieomylne w tej
mierze dotąd wszyscy poczytują. Patrz (rzekłem) co teraz na imie Poezyi zasługuje? Czytaliśmy to
znowu razem, i on przyznać był przymuszony, że od deski do deski nudna tylko proza wszystkie
kartki zaległa. Wzieliśmy w ręce
Horacyusza
, i najpierwej na te napadliśmy prawidło:
Mediocribus
non licet esse Poetis
. Co straszniejsza, że nam drugim podobnym dziełem autor grozi, i jeżeli W.
Ks. Mość jako Książe nasz, publicznych Poetom na odwrócenie tej kaźni, supplikacyi nie nakażesz,
groźby jego skutek wezmą. Daruj mi W. Ks. Mość, że go tak długo nad tak błahemi zastanawiam
rzeczami; i te uwagi mogą na moment go rozweselić. Niechcę jednak zatrudnić mu czasu na sławę
Narodu naszego tak szczęśliwie zażywanego, i kończę z wyznaniem, żem jest
Waszej Książęcej Mości
najniższym sługą
A
UTOR
.
Do Czytelnika.
Nie podchlebiam sobie, aby to dzieło moje, Damy czytały; niemasz w nim ani miłości, ani
lekkości, i do tego napisane po polsku, a ten język nie ma u nich łaski. To prawda, że wielka ich
część innego żadnego nie umie, ale je z sekretu wydawać nie trzeba. Wybór kawalerów naszych nie
rzuci tu oka, bo każdy zatrudniony jest czem ważniejszem, a do tego możnaż uczciwemu
człowiekowi czytać pismo, któremu tytuł
Organy?
Skończy się tedy czytanie jego na osobach kilku
spokojniejszego życia, oświeceńszego dowcipu, pewniejszego gustu, i do tych mam honor mowę
moją obrócić. Myśl moja pierwsza zaczynając to dzieło, była zupełnie imitować
Le Lutrin de
Boileau
, Poema w rodzaju swoim najdowcipniejsze, pełne zdrowej krytyki i uciesznych fikcyi. Ale
materya moja różniąc się w dalszym jego ciągu, oddalić mi się od oryginału częstokroć kazała;
starałem się jednak najbliżej w ślady jego wstępować, wyperswadowany będąc, że większej mieć
nie mogę zalety, jak mu być zupełnie podobnym. Pieśni wszystkie zaczynają się od krytycznej
moralizacyi, i niektóre wzięte są, z odmianą jednak, z szacownego dzieła
La Pucelle d' Orleans
.
Zastanie Czytelnik noty pod temi wierszami, które są zkąd inąd czerpane, bo się tak ozdobnej
zapierać nie chcę kradzieży.
ORGANY
POEMA HEROI-KOMICZNE.
PIEŚŃ PIERWSZA.
Lubo nie krucyatę, wojnę śpiewam świętą,
Nie mniej jednak zażartą, i nie mniej zawziętą;
Powiem wojnę, którą wiódł Pleban z Organistą,
Z szacownej swej powagi zgubą oczewistą.
Muzo! któraś wdzięcznemu Tassowi przychylnie
Darów swych użyczała, gdy opiewał pilnie
Wszystkie dzieła wielkiego Godfryda waleczne;
Jak pobożnych Chrześcijan wiodąc kupy sprzeczne,
Dobył Jerozolimy, zbił Egipcyanów,
Poskromił dumną pychę wyniosłych Sułtanów:
Natchnij mię duchem swoim, bym mógł śpiewać godnie,
Jakie czarna nienawiść zażegła pochodnie
W śród spokojnej przyjaźni, i jakiemi ścieszki
Ścisłą zgodę w wichrzyste zmieniła zamieszki;
Jakie ztąd krwi rozlanie, jak zjadłe gonitwy,
Z jakim mężnym uporem wydawane bitwy,
Jakie z obustron znaczne poniesione straty,
Klęski nie nadgrodzone późniejszemi laty!
Ale dość na tym. Muza prośb moich wysłucha,
Wy krytycy nadstawcie łaskawego ucha,
I czy to dla pożytku, czyli dla zabawy,
Cierpliwie posłuchajcie do końca tej sprawy.
Ledwie tylko jutrzenka nocne gubiąc cienie
Jaśniejsze światu dawać poczęła odzienie,
Przez dziada Organista nagle obudzony,
Co najrychlej uderzyć rozkazał we dzwony,
Ogłaszając śmierć baby, która tejże nocy
Bogu ducha oddała po ciężkiej niemocy;
A księdzu testamentem za świadczone łaski,
Krowę dała i masła starego pół faski.
Silnemi barki dziadów w tę i owę stronę
Ogromne dyndy hałas czynią poruszone.
W miękkiej złożony chrapał Ksiądz Pleban pościeli,
Znużony nabożeństwem z wczorajszej niedzieli:
Na jawie nabożnemi nabitą myślami
Mając głowę, nudził się podobnemi snami.
Śniło mu się, jakoby po ścieszce zbyt śliskiej
Na siwej faworytce do wioski pobliskiej
Gotować i wyprawiać jechał w drogę wieczną
Chorobą złożonego człeka niebezpieczną.
W tym zbudzony brzękliwych dzwonów przykrym dźwiękiem,
Jeszcze niby nad chorym z pobożnym uklękiem
Ziewając i trąc ze snu oczy mdłe i mgliste,
Zdało mu się, że klektał modlitwy strzeliste;
Ale go z tak świętego wywiódł rozumienia,
Wszystkich Zakrystyanów ozdoba, z imienia
Matyasz, Zakrystyan, co tego urzędu
Nie intrygą, ni doszedł z łaskawego względu,
Ale przez nieprzerwane i wielkie zasługi,
Służąc do Mszy, i gasząc świece przez czas długi.
Ty śpisz (rzecze) Prałacie, a w twoim kościele
Rozrządza się kto inny, i to czyni śmiele,
Co prawem, biegiem wieków bez liczby stwierdzonem,
Tobie tylko samemu było pozwolonem:
Ty śpisz gnuśny, a niewiesz, że tam Organista
Z bezczynności i twego ospalstwa korzysta,
I już na miejscu baby dzisiaj zeszłej z świata,
Bez względu na licznego oto kandydata,
Bez twej wiedzy, rozkazu, Pasterskiego zdania,
Swojego koczkodana wziął do kalkowania.
Zaraz siadł przy organach, już podobno słyszę,
Kurzem zaszłe omiata, i rusza klawisze.
Ty nic na to, czy czekasz, iż inne ominę,
Ażeby ci bezprawnie wydarł dziesięcinę,
I za Meszne odebrał, to niech lepiej sobie,
Będzie Plebanem, być zaś Organistą tobie.
Jak ostrem żądłem pszczoły buhaj obudzony,
Miota się i napełnia rykiem wszystkie strony,
Tak tą wzruszony mową Ksiądz Pleban gniewliwy,
Porywa się, do zemsty cale nie leniwy,
Lecz jednak w tym zapędzie tyle miał pamięci,
Że siebie przeżegnaniem i łóżko poświęci,
Uczyni intencyą, chociaż myślał sobie
W jakimby przeciwnika mógł zgładzić sposobie;
To zrobiwszy, porywa rewerendę prędko,
Włożywszy wprzód kołnierzyk i koszulę miętką,
I zaraz szybkim krokiem, gdzie go sława woła,
Chce biedz z zakrystyanem razem do kościoła.
Zadziwiona tym gniewem, odstąpiwszy garka,
Skoczy naprzeciw Panu roztropna kucharka,
I hamując powoli tak żwawe zapędy,
Stój, rzecze, gdzie ty bieżysz o Panie? i kędy
Ten cię zapał porywa? co za sposób nowy,
Iść w ten czas do kościoła, gdy obiad gotowy?
Co cię dzisiaj do postu takiego rozgrzewa?
Wigilią? suchedni kalendarz opiewa?
Pomiarkuj się, ale bądź oto przekonany,
Że nigdy nie był dobrym obiad rozgrzewany.
To wyrzekłszy na stole stawia rosół smaczny:
Daje się tym widokiem wzruszyć Pleban baczny,
I lubo mu nienawiść szeptała do ucha,
On jednak appetytu i kucharki słucha;
Siada, lecz zawsze gniewny połykając całkiem,
Ledwie się niezkąsanym nie zdławił kawałkiem.
O Pańskie zdrowie nader Dorota troskliwa
Mocno na tę porywczość zbytnią uboliwa;
Widzi, że z niestrawnego tak bardzo jedzenia,
Srogich wiatrów nabędzie i głowy bolenia:
A ztąd niebezpieczeństwo czując oczewiste,
Skoczy po Komendarza i po Altarystę,
O przypadku każdemu z przyjaciół powiada:
Nie tak bieży na pomoc zgłodniała gromada,
Jak chcąc jeszcze pieczeni zastać kawał tłusty,
By nim żołądek mogła naładować pusty.
Z radości Prałatowi oczy się iskrzyły,
Gdy taką liczbę wiernych przyjaciół zoczyły,
Purpurowym kolorem zarumienił lice,
Po tak szczęśliwych twarzach wiodąc swe źrenice,
U wszystkich widzi szczerą chęć jemu służenia,
Gniew swój w pomyślną nader nadzieję odmienia;
Niezawodniej zwycięztwa nabiera otuchy.
Tym czasem chcąc posilić wypróżnione brzuchy,
Szynkę przynieść rozkaże, a sam zaś z komory
Bardzo starego miodu wyniosłszy dzban spory,
Nalewa duży kufel: niech się kto chce troszczy
Rzecze, a ja do ciebie Księże Podproboszczy.
Wypił, ten za nim, każdy nachylając dzbana,
Starał się naśladować godnego Plebana,
Tak dobrze, że się same już zostały męty,
Nim ostatni napełnił swój gardziel nadęty;
Sądził zaś zacny Prałat, i bardzo roztropnie,
Że prędzej tym sposobem swych zamysłów dopnie;
Bo łacniej, kiedy trunkiem są zagrzane głowy,
Rozrzewniać miękkie serce żałośnemi słowy.
Zaczem gdy zasiadł każdy miejsce naznaczone:
Odłóżcie, rzecze do nich, nienawiść na stronę,
A względną sprawiedliwość wziąwszy za przewodnią,
Rozsądźcie to uważnie, czyli nie jest zbrodnią
W cudzą wdzierać się władzę, deptać dawne prawa,
Słów mi do opowiedzi tego niedostawa
Z jak haniebną uznanej powagi pogardą,
Organista podnosić chce swą głowę hardą;
Ale ja go uśmierzę, was zaś proszę o to,
Byście mi dopomogli do tego z ochotą,
O was tu samych idzie, dajcie poznać śmiele,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • diabelki.xlx.pl
  • Podobne
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Spojrzeliśmy na siebie szukając słów, które nie istniały.