Włodzimierz Czajkin, Daleki i Bliski Wschód - literatura
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->WŁODZIMIERZCZAJ KINW KRAINIECZAROWNEJBAŚNIWRAŻENIA Z PODRÓŻY PO JAPONJIZILUSTRACJAMItP R Z E K Ł A D Z ROSYJSKIEGOWYDALAUTOR1928WARSZAWA^6B8t3ï3MMHHBBfis?HBHHHHHHHIHBSJŁ "^F-.--* •Wszelkie prawazastrzeżoneCopyright by the authorUkochanejżoniete kartkipoświecąAUTORBiblioteka NarodowaWarszawa30001007952836Zakł. Graf. E. i D-ra K. Koziańskich wWarszawie.PRZEDMOWADaleka, mila przeszłości!Bezpowrotny, zloty czasie! Przeminąłeś jaksen, jak czarodziejska baśń z tysiąca i jednej nocy. I odszedłeś na zawsze. Ile piękna, ile dawnych wspomnień, ile niezatartych wrażeń... Nigdy nie zapomnę o tobie, bajecznie piękna Ja-ponjo, „Kraina Wschodzącego Słońca", przystrojona, odświętna, przedziwna i jakgdyby wiecznie młoda i beztroska...Pragnę wierzyć, że los oszczędzi ci potężnych wstrząśnień, że jad czerwonego szaleństwa9nie zatruje cię, nie zamąci ducha twego uczciwego i pracowitego ludu, nie zbroczy krwią twejziemi i nie znieważy pamięci twych wielkich przodków - samurajów.Oddychałem twem powietrzem, stąpałem potwojej ziemi, całem sercem cię pokochałem. I chciałbym przechować i przekazać innym te wszystkiebarwne wrażenia, jakie mnie tak olśniły. Chciałbymutrwalić przedziwnie subtelne rysy twojej twarzy,twój bajecznie piękny koloryt. Jesteś teraz dalekoode mnie. Jak dawniej marzysz, owiana błękitnąmgłą Spokojnego Oceanu. I oto przesyłam ci swepozdrowienie, swe najgorętsze życzenia chwałyi powodzenia.Kiedy nastanie wielki dzień wyzwolenia uciemiężonej Rosji, gdy zrzuci Ona z siebie pętaczerwonych tyranów, znów dumnie wzniesie dogóry głowę i zwycięsko na całej jej nieobjętejprzestrzeni zabrzmią świąteczne dzwony, gdy naród rosyjski, uczyniwszy na piersi znak krzyżaświętego, znowu wstąpi na widownię świata, —wierzę, że ty pierwsza wyciągniesz doń przyjacielskie dłonie i pójdziesz razem z nim po jednejwielkiej drodze.I.PO PRZEZ FALE OCEANU SPOKOJNEGO.W szary zmierzch tego, co już przeszło, ostrowdarł się w mej pamięci dzień 1-szy października 1916 roku, w którym to dniu porzuciłemgościnny Władywostok, udając się ku brzegombajecznej Japonji. Z jakiemś niecierpliwem wzruszeniem wstąpiłem na pokład „Petersburga", jednego z najszybszych statków Rosyjskiego Towarzystwa Handlu i Żeglugi. Pospiesznie kończonoładowanie towarów, rewidowano bagaże pasażerów.Moje rzeczy jednak nie podlegały rewizji, jako11bagażosoby urzędowej, delegowanej przez GłównyUrząd Artylerji do dyspozycji prezesa misji, przyjmującej pociski w Japonji, generała dywizji Somowa,i, niekrępowany tą formalnością, jąłem, nie bezciekawości, przyglądać się swym towarzyszompodróży, pasażerom I klasy.Jakaż rozmaitość twarzy, stanowisk społecznych, manjer i strojów! Oto tam, przy burcie,spoglądając gniewnie na swego sąsiada, urzędnikacelnego z Władywostoku, stoi nieprawdopodobnieotyła jejmość, dosłownie usiana brylantami. Zdążono mnie już poinformować, że jest to żydówka,mieszka stale w Moskwie i nazywa się Polakowa.Obok niej — bardzo przystojna córka i wątły,blady małżonek o niezwykle długim nosie, któregomógłby mu pozazdrościć sam bekas. Opodal, przyotwartej walizce, stoi smętnie chudy, suchotniczystudent Bogolubow. A tuż przy nim, jakgdybyumyślnie dla kontrastu podrzucony przez ironjęlosu, stoi tryskający zdrowiem, lalusiowaty kupiecz Irkucka, Pantelejmon Nikitin.A oto klasa druga: jest tam niewielu pasażerów, przeważnie japończycy i japonki, odzianiw swe kolorowe narodowe stroje. Krzątaniny i hałasu jest tu znacznie więcej, niż w poważnej klasie pierwszej, jakoś silniej odczuwa się tu niepokój i wzruszenie z powodu bliskiego odjazdu,jakiegoś radosnego i nieco trwożnego końca.I oto wreszcie on nadszedł. Z hałasem odroczono okrętowe schody, zabrzmiały ostatnie12pozdrowienia, odegrzmiały podnoszące kotwicębloki i „Petersburg" zwolna ruszył w zamglonądal Oceanu Spokojnego. W dniu tym usprawiedliwiał on nader słabo tak uspokajającą nazwę:przed nami groźnie wznosiły się ołowiane fale,i ponuro pogwizdywał wiatr. Podobnież, być może,bronił niegdyś zazdrosny ocean tajemnic błękitnychwysp japońskich. Gniewnie miotał on z fali na falęwątłemi łódeczkami odważnych żeglarzy, i, zabawiwszy się kosztem ich odwagi i żądzy poznania,ze wściekłością zrywał z nich żagle, łamał maszty,kruszył drewniane obszycia, i straszliwie zniekształcone szczątki bezlitośnie topił w bezdennychswych głębinach.Ale... to było i przeszło. Obecnie Ocean zrza-dka jeno mógł święcić ponury swój triumf. I podczas gdy żelazny dziób „Petersburga" obojętnierozcinał rzucając się nań fale, a potężna śrubanieustannie wiodła statek w wyznaczonym kierunku,my, siedząc w wygodnej, jasno oświetlonej messieoficerskiej, zapominaliśmy wprost chwilami o oceanie i o jego wściekłości. Wszyscyśmy się naturalnie wzajemnie poznali, i przy kolacji panowałajuż ogólna, ożywiona rozmowa. Przedmiotem rozpraw była początkowo tajemnicza Japonja, jejcharakter, obyczaje, jej osobliwa, oryginalna kultura.Kapitan statku, Swanson, szwed z pochodzenia,niejednokrotnie już przecinający na okrętach oceany, uspakajał nieprzyzwyczajonych do kołysaniasię statku pasażerów, twierdząc, że są to figle13 [ Pobierz całość w formacie PDF ] |