Władca demonów, Pliki, Opowiadanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ANDRZEJ BARANOWSKI ANDRZEJ BARANOWSKI Specjalne podziękowania dla: Uli „vvagabunda” - za pomoc w interpunkcji i za pomoc w interpunkcji i wyszukiwaniu błędów, o których istnieniu nie wiedziałem 1 - Nie damy dłużej rady! – krzyczała Catarina – Kończy mi się energia, a ich jest coraz więcej! Musimy uciekać! George, słyszysz? George puszczał jej słowa mimo uszu. Możliwe, że w tym momencie ożywieńcy mordowali jego żonę, więc nie chciał nawet słyszeć o odwrocie. Machał mieczem jak opętany, co chwila rzucając na niego mroczne czary. Był wycieńczony tak długą, bezustanną walką, ale myśl, że w każdej chwili Lena oraz Alex mogli zginąć, dodawała mu kolejnych zastrzyków energii, fizycznej jak i duchowej. Była to bardzo ponura scena. Piątka najpotężniejszych ludzi świata z władcą demonów na czele otoczona hordami opętanych ludzi z siekierami, maczetami, nożami, kosami i innym uzbrojeniem, walczący na wielkim, pustym polu na skraju czarnego, mrocznego lasu. Świecący księżyc w pełni dawał wystarczającą ilość światła, by ta nierówna walka mogła się toczyć bez dodatkowych źródeł światła. Jedynymi takimi były fioletowe blaski ze śmiertelnych ran ścierw, które spływały na George’a i jego przyjaciół rodu. Dwójka rzucała żółtymi promieniami energii w najbliżej znajdujące się kreatury, natomiast pozostała trójka, gdzie znajdował się również George, atakowała je bezpośrednio mieczami, lecz tylko George używał zaklęć, i jako jedyny posiadał miecz mieniący się czerwoną poświatą, który przecinał wrogów jak gorący nóż masło, pozostawiając po sobie tylko rosnącą kałużę krwi i flaków, które były rozdeptywane przez resztę szarżujących opętańców. - Dość tego! Zniszczę ich raz, a dobrze! Dajcie mi energię! – krzyknął do towarzyszy George. - Jesteś pewien?! – spytał się Jake, który wbił właśnie swój nóż w głowę atakującego wroga. - Tak!! Robić co mówię! – rozkazał. 2 - VENDHRA PEODHER AAH GHOREN!! – krzyknęli wszyscy magowie, uniósłszy prawe ręce w jego kierunku. Wielka ilość żółtych wstęg energii wydostawała się z rąk magów i spływała na George’a, który wrzasnął głosem zniekształconym, w niczym nieprzypominającym ludzkiego: - DEESCARGHAAR DHAMONHO!!! Po wypowiedzeniu tych słów George zmienił się w trzymetrowego, potężnego potwora pozbawionego skóry, z czterema silnie umięśnionymi rękoma, którymi zaczął rozszarpywać atakujące karykatury człowieka. W chwili przemiany George przestał istnieć, był tylko zastępujący go demon. Po chwili zjawił się inny, podobny potwór, nieco wyższy i posiadający trzy łapy, na których miał wyryte pentagramy. - Bardzo się starasz, Ghorenie! Jestem pełen podziwu. Walczysz prawie tak samo, jak ja. - Milcz! Oddaj mi rodzinę i zapomnijmy o całej sprawie! Nie musimy tego dalej ciągnąć! – Krzyknął demon George’a. - Ciągnąć? – wybuchnął śmiechem – Przecież ty i ta twoja drużynka za chwilę zginiecie, nikt ci nie mówił? – zastanowił się przez chwilę – Chociaż nie, ciebie zostawię na koniec, pozwolę, byś patrzył na śmierć twojej rodziny. Demon George’a nie wytrzymał. Rzucił się z niesamowitą szybkością na potwora. Uderzył w niego prawą górną łapą, krzycząc: - MAATHANSA AALHMES!! Łapa przeszła na wylot, lecz wrogi demon wydawał się niewrażliwy na ten atak, zaczął się tylko śmiać. - Nie mogę uwierzyć, że najpotężniejszy człowiek Trzech Wymiarów jest tak słaby! Pokazał ci kiedyś dziadek, jak korzystać z tej mocy? No cóż, widocznie ja ci będę musiał to pokazać, lecz zanim to zrobię, spójrz proszę na dół. George oczami demona zauważył przerażający widok. Jego najbliżsi przyjaciele leżeli w krwistym błocie z rozerwanymi brzuchami i rozłupanymi czaszkami. Na ten widok serce George’a pękło. Nie widział już żadnych szans powodzenia. 3 - To nie koniec nowinek! – rzekł bardzo radosnym głosem wrogi demon – Tak samo skończy też twoja rodzina! W końcu uwolnisz się od tej jędzy, którą zwałeś żoną, przyjmij moje gratulacje. George był załamany. Nie próbował się nawet bronić, kiedy wróg wyjął ze swojego ciała jego rękę i trzymał go za gardło nad ziemią. - Co za marna kreatura. Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że jest wszechpotężnym władcą wszystkich demonów, zapomniał chyba jednak o tych wyzwolonych. No cóż, nie przeciągajmy tego dłużej. Przyprowadźcie mi to chuchro i dzieciaka. Nastała długa cisza, wszyscy opętani zamarli w bezruchu. - Zbiegli – odezwał się jeden z nich. - Słucham? – spytał się uprzejmie demon. - Więźniowie zbiegli. Kobieta zabiła kilku z nas maczetą i uciekła do lasu, chyba w kierunku portalu. - AAAAAAARGHH!!!! – wrzasnął demon. Opętaniec, który odpowiedział, rozpadł się od wewnątrz na pół – IDIOCI! Powinniście wszyscy zginąć!! – Przez moment dyszał ciężko – No trudno. Nie pokażę ci krwistych fajerwerków na twojej rodzinie, ale ty również mi wystarczysz. Teraz ci pokażę, jak się zabija. W chwili, gdy demon wykrzykiwał MAATHANSA AALHMES , George myślał: „ Moja rodzina jest bezpieczna. Osiągnąłem swój cel ”. Po tych słowach poczuł, że strumień energii rozszarpuje jego ciało. Ból nasilał się coraz bardziej, aż do momentu, gdy przestał cokolwiek czuć… „ Moja rodzina jest bezpieczna. ” 4 - Nie prowokuj mnie, John. Daj mi spokój. - A co mi zrobisz, pajacu? – zaczepił mnie John. – poskarżysz się mamusi? Ach, wykitowała ci 3 lata temu. Załatwił ją smród z twojej dupy? - Przestań! Odejdź stąd, albo… - … albo? Wracaj raczej do swoich książek Carter. Miałem już go dość. Najchętniej wdeptałbym ten jego ryj w kafelki, ale nie chciałem robić sobie kłopotów w pierwszym tygodniu nowej szkoły. Poza tym niedługo wróci baba od biologii. Mogłem się spodziewać, że w tej klasie będzie John. Miałem już niezapomnianą okazję żreć się z nim kilka lat temu w podstawówce. Wciąż wyśmiewał się z moich długich, czarnych jak węgiel włosów i czerwonych oczu. Bezustannie mnie zaczepiał i denerwował. Nie chciałem się z nim bić, więc rozładowywałem furię podczas treningów jujitsu, a resztę wolnego czasu spędzałem na nauce. Wszyscy mieli mnie za czerwonookiego dziwaka i kujona, ale miałem w dupie ich recenzje mojej osoby. Mimo to John mocno utkwił w mojej pamięci. - I co zrobisz dalej, Carti? Skoro mamusia cie nie uratuje, to może chociaż tatuś? Chwileczkę, zapomniałem że tatusia wykończyłeś swoim wyglądem i głupotą już jako niemowlak. Tego już było za wiele. Nie obchodziły już mnie konsekwencje moich wybryków. Ten frajer powinien znać swoje miejsce. Miałem wszystko w dupie. Wyskoczyłem w górę i najmocniej jak potrafiłem kopnąłem drania w ten jego garbaty kinol. John zatoczył się do tyłu i wyłożył się na podłogę. Wyjąc z bólu trzymał się za krwawiące resztki nosa. Czerwony płyn gęstymi potokami spływał po jego chudych, bladych rękach i spadał na wypolerowane kafle podłogi, gdzie utworzyła się mała kałuża krwi brudząca wyżelowane blond włosy Johna. Oglądałem to z wielką satysfakcją i dumą. W końcu ten debil wie, jak ja się czuję. Wiedziałem, że będę miał przesrane za tę akcję, ale interesowało mnie tylko to, że mój wróg cierpi. Wtedy zauważyłem, że Breax wróciła do klasy. Kiedy zobaczyła tego nędznika zwiniętego w kłębek z zakrwawioną twarzą, zaczęła drzeć się wniebogłosy. - Boże święty, John, co ci się stało? - Ten wypierdek ko… kopnął mnie w nos! – zaczął John, przerywając co chwilę. – Chcia… chciałem z nim po… porozmawiać, a on się na mnie rzucił! 5 [ Pobierz całość w formacie PDF ] |