W dobrej wierze - Rozdział 6

W dobrej wierze - Rozdział 6,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Strona1z27KARINA PJANKOWA„W DOBREJ WIERZE”Lekarz trochę podkurował laro Eryka i wyszedł z pokoju.Uzdrawiająca magia naprawdę działa cuda: oparzenie na szyi księcia niewyglądało już tak strasznie jak na początku. Chociaż nadal obrzydliwie.– Lepiej jak z nim zostanę – powiedziałam, patrząc z litością na półkrewka.Mimo wszystko, moim zdaniem, Jego Ekscelencja mocno przegiął...Zdecydowanie przegiął, przypominając sobie, jaki ślad pozostawiło rozżarzoneżelazo na szyi królewskiego bękarta.– Z jakiego powodu? – skrzywił się na moje słowa Lord.– Przynajmniej, aby przeprosić za obecny opłakany stan laro Eryka –wzruszyłam ramionami.Lord Linch nachmurzył się. Oczywiście, uważał, że jego działania niewymagają tłumaczenia. Prawdopodobnie, z punktu widzenia jednego z władcówrodu, miał prawo, interesy Rysi znaczą więcej niż jednej półelf. Jednak, tak obejść sięz laro Erykiem, który miał już wystarczająco dużo nieszczęścia w życiu, to było poprostu obrzydliwe.Przynajmniej teraz, kiedy ja znalazłam się w podobnej sytuacji, mogłamspojrzeć na to, co się dzieje inaczej niż wcześniej – widziałam wszystko z punktuwidzenia ofiary.– Lepiej idź – powiedział oschle przemieniec.Strona2z27– A mogę zostać, Lordzie Linch? – spytałam wprost. Trzeciemu Lordowi wielemoże się nie podobać, ale tak długo, jak nie ma bezpośredniego zakazu, mogęrobić co uznam za stosowne.– Tak – powiedział przez zęby przemieniec i wyszedł. Nie był zadowolony.Na drzwi nałożyłam zaklęcia ochronne i usiadłam na krześle, czekając, ażlaro Eryk dojdzie do siebie. Było mi go żal... Mimo że półkrewek mnie szantażował itak było mi go żal, od swoich narodzin był w pułapce, z której nie było wyjścia, albopo prostu ja go nie widziałam. Ja miałam rodzinę, kochającą, niezawodną jak skała,a on przez całe swoje życie był rzeczą, niewolnikiem bez praw, przekazywanym wdrodze dziedziczenia... I był sam.Zabawne, wcześniej nie miałam skłonności do współczucia.Tymczasem przedmiot moich rozważań z cichym jękiem otworzył oczy,powoli i ostrożnie odwrócił głowę i zobaczył mnie.– Lare Tyen, co ty tu robisz? – zapytał cicho.Co się z nim stało, nie pytał. Cóż, to nie potrzebuje dodatkowych wyjaśnień.– A wasz Lord... to wyjątkowy... – półkrewek syknął przez zęby po kolejnejpróbie wstania.Potem oprzytomniał:– Proszę wybaczyć, lare Rinnelis, nie wytrzymałem.– Rozumiem twoje uczucia, laro Eryku. Myślę, że powinnam przeprosić zaczyny Lorda Lincha. Chociaż, to nie mój Lord.W spojrzeniu księcia błysnęło zdziwienie:– Pani w ogóle nie ma za co.Obruszyłam się. Po raz pierwszy od wielu lat, ktoś wątpił w moją złośliwość.– A może ja też przyłożyłam do tego rękę?Strona3z27Laro Eryk znów poruszył się, starając ułożyć się wygodniej ponownie jęknął ipowiedział:– Nie, lare, to absolutnie nie w pani stylu, możesz być okrutna, ale zawszestarasz się uniknąć niepotrzebnych uszkodzeń ciała.Wzrok laro Eryka zatrzymał się na karafce, stojącej na stole. Wstałam,nalałam trochę wody do stojącej obok szklanki i podałam półelfowi nie czekając naprośbę.Książę jedynie oczami uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością i jednymhaustem opróżnił szklankę.– Ja już zdążyłem nieźle panią poznać lare Rinnelis. Przykuła pani mojąuwagę jeszcze w trakcie studiów. W pewnym momencie nawet myślałem poważnieo zaangażowaniu pani do pracy w Tajnej Kancelarii.– A dlaczego mnie nie zaangażowano? – wykazałam ciekawość.Pomyśleć tylko, okazuje się, że mogłam się stać jedną z wszechmocnych,tajnych pracowników Tajnej Kancelarii.– Szczerze? – upewnił się.– Chciałabym.– Oficjalną przyczyną niezdolności była pani nadmierna zasadniczość –powiedział brat króla. – W rzeczywistości... to nie było miejsce dla pani, lare, ale istraż to nie jest miejsce dla pani, zapewniam.– Dlaczego nie? – byłam oburzona.Na mój profesjonalizm nigdy nie narzekano.– Bez obrazy, lare Rinnelis – książę uśmiechnął się ugodowo. – Pani doskonaleradziła sobie z obowiązkami, ale praca wybrana przez panią, trochę nie przystoimłodej, inteligentnej dziewczynie z dobrej rodziny, jaką bez wątpienia pani jest.Strona4z27Mruknęłamzirytacją.Możnabypomyśleć,żejestemłagodną,uduchowioną dziewczyną, która piszczy na widok myszy lub, co gorsza, taką zbiałymi rączkami.– A gdzie jest miejsce dla mnie? Jestem śledczą, z tym już nic nie zrobisz.– To dziwne, przemieńcy, moim zdaniem, całkowicie pani pasują. Tu niebędzie musiała pani martwić się co za plecami. I Linch kae Oron, niezależnie odtego za jakiego drania go uważam, swoich podwładnych żałuje i strzeże. U ludziStraż... jak również Tajna Kancelaria, to mechanizm, który nie będzie opłakiwaćniepotrzebnego koła zębatego, tutaj jest bardziej jak w rodzinie, choć dziwnej, aleniezawodna. Jak skała.– To zabawne – powiedziałam w zamyśleniu. – Nigdy nie myślałam, żeorientuje się pan w tych sprawach.Wiedziałam, że świadomie zadaję mu ból, innego rodzaju niż spowodowanyprzez Lorda Lincha, ale nie mogłam się oprzeć. Współczułam mu, ale nie miałamzamiaru wybaczać szantażu i nie chciałam. Po pierwsze dlatego, że groził nie tylkomnie, ale również mojej rodzinie. A tego na pewno nie mogłam odpuścić.– Trafnie uderzasz, lare – półelf uśmiechnął się niemrawo. – Dziecko nieznanejmatki i jeszcze do tego mieszanej krwi, oczywiście, nie może nic wiedzieć o rodzinie,nieprawdaż? Może pani nie mieć wątpliwości, lare Tyen, ja o rodzinie rzeczywiścienie wiem nic.On mnie nie obwiniał i nawet nie brał na litość. Po prostu stwierdzał fakt.Dziwne. Niezwykle dziwne dla kogoś, kto zabrał się do grożenia. Sama wiem posobie, zamiłowanie do zabawy w marionetkarza to straszna choroba i nie tak łatwosię od niej uwolnić. Logicznie rzecz biorąc, Jego Wysokość powinien teraz wywrzećnacisk na moje sumienie. Prawdopodobnie bez skutku, bo łatwo rozgryźć taki trik.Jednak on ironizował – choć było to niezwykle gorzkie, jednak nie uszczypliwie. WStrona5z27związku z tym zrobiło mi się wstyd, w portrecie psychologicznym laro Eryka pojawiłysię nowe akcenty, które zmieniły ogólny obraz. Chociaż brat Jego Królewskiej Mościbył również manipulatorem i to nie najgorszym, w przeciwnym razie nie zajmowałbyswojej aktualnej pozycji w Tajnej Kancelarii i po prostu by nie przeżył.– O czym sobie myślisz? – zapytał książę.– Wyjątkowo o panu, laro – odezwałam się.– I jak?– Interesująco – wzruszyłam ramionami. – Jak się pan czuje?– Dlaczego chce pani wiedzieć? – trochę się zaniepokoił.– Czy będzie pan w stanie poruszać się tak swobodnie i przekonywującokłamać towarzyszom jak wcześniej? – upewniałam się.– Całkowicie, lare Rinnelis – powiedział i dodał po chwili. – Bywało gorzej.Dużo gorzej.Skinęłam głową i wyszłam z pokoju. Uwierzyłam mu na słowo. Poradzi sobie.On naprawdę sobie poradzi.I rzeczywiście bywało mu gorzej.Jeśli Rinnelis Tyen w jakiś sposób dowiedziałaby się, co za myśli chodziły pogłowie księcia Eryka, prawdopodobnie byłaby zaskoczona, a potem roześmiałabysię.Półkrewek był w rozterce.Ze względu na zwykłą szklankę wody.Ta mała rzecz dla kogoś, kto żyje normalnym życiem, a bezcenny dar dlaniego samego. Nie woda. Troska. Troska, nie spowodowana w istocie chęcią zysku,troska okazana pomimo faktu, że ją szantażował. Dziwna istota ta lare Rinnelis Tyen. IEryk był jej wdzięczny, co zdumiewające. Za to, że z nim została, za to, że przeprosiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • diabelki.xlx.pl
  • Podobne
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Spojrzeliśmy na siebie szukając słów, które nie istniały.