W obronie Świętej Inkwizycji - Roman Konik - fragm, BIBLIOTEKA, ♦♦♦♦ POSZUKIWANE
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W obronie Świętej Inkwizycji Roman Konik Tytul W obronie Świętej Inkwizycji Autor Roman Konik Miejsce wydania Warszawa Wydano w roku 2002 ISBN 83-87770-91-4 Wydawnictwo Wydawnictwo Te Deum Adres wydawnictwa 04-886 Warszawa ul.Garncarska 32 Tel: (022) 615-28-60 Fax: (022) 615-52-09 Adres wydawnictwa w internecie Elektroniczna wersja ksiazki Fragmenty książki WSTĘP Każda książka ma swoją historię; uważam, że Czytelnik ma prawo ją znać. Powodów do napisania tej książki było wiele: podstawowym była chęć zadośćuczynienia prawdzie. Każdy z nas niejednokrotnie słyszał o Inkwizycji. Podejrzewam także, że słysząc termin Inkwizycja nie miał dobrych skojarzeń. Będąc katolikiem, niejednokrotnie zadawałem sobie pytanie: czy rzeczywiście instytucja stworzona przez Kościół mogła dopuścić się tylu okrucieństw, o które współcześnie się ją oskarża? Pierwszą próbą odpowiedzi na to pytanie było sięgnięcie do źródeł, czyli historii Kościoła i dokumentacji przedstawiającej czasy, gdy Inkwizycja w Europie starała się spełniać swe zadania. Im głębiej sięgałem do materiałów źródłowych, tym większy czułem dysonans pomiędzy tym, co na temat Świętej Inkwizycji wiedziałem do tej pory z mass-mediów, a tym, co odnajdywałem często w suchych faktach dokumentacji historycznej. Pamiętam, że jako młody człowiek wychowany w tradycyjnej katolickiej rodzinie spotykałem się często z apodyktycznymi zapędami swych adwersarzy, którzy twierdzili, że znajomość przeszłości Kościoła katolickiego przeszkadza im wierzyć w jedną z podstawowych prawd wiary, mówiącą, że Kościół katolicki jest kontynuacją zbawczej misji Chrystusa. Ilekroć powoływano się na haniebną przeszłość Kościoła katolickiego, tylekroć padał nieodzownie termin Inkwizycja. Większość katolików w tym momencie zaczyna się wstydzić historii Kościoła, wstyd ten pogłębił się szczególnie teraz, gdy kończące się milenium skłoniło najwyższych hierarchów Kościoła do serii aktów ekspiacyjnych. Wstydzenie się historii Kościoła w dużej mierze wpłynąć może na utratę wiary, dlatego też książka ta ma przestrzec szczególnie tych, którzy będąc członkami Kościoła powielają medialną kalkę o "czarnej legendzie Kościoła katolickiego", w którą wpisuje się Święta Inkwizycja, i biją się w piersi przy każdej nadarzającej się okazji. Musimy pamiętać, że współczesna tendencja dechrystianizacji Europy wykorzystuje często wahania i niepewność katolików. W efekcie tego jest coraz mniej katolików, którzy dumni są z tego, że należą do Kościoła. Jak słusznie zauważa Vittorio Messori, "problem dechrystianizacji nie polega na utracie wiary, lecz na utracie rozsądku". Ten brak rozsądku powoduje, że wierzymy bezkrytycznie w świat, jaki kreują media masowe. Jednym z zabiegów taktycznych propagatorów dechrystianizacji Europy jest zdecydowane przeciwstawienie dwóch struktur: wiary i rozumu, wiary i wolności umysłu, wiary i nauki, wiary i rozsądku. Obsesyjnie powiela się tezę, że po instytucji Inkwizycji utrzymywanie wiary w kontynuację misji zbawczej Chrystusa w Kościele katolickim jest samobójstwem rozumu. Absurdem jest zatem określać Kościół słowami św. Augustyna jako ex maculatis immaculata (wewnętrznie święty). Przed taką tezą broni nas znajomość historii Kościoła. Czy aby na pewno? By rzetelnie zanalizować instytucję Świętej Inkwizycji, należy uwzględnić wielowątkowość zagadnienia. Należy pamiętać w pracy badawczej, że nie brak w tym temacie zarówno "czarnych legend", jak i prób tuszowania wypaczeń, jakich rzeczywiście dopuścili się inkwizytorzy. By być w pełni obiektywnym należy uwzględnić zarówno obszar kulturowy i historyczny, w jakim działała Inkwizycja, jak również aspekty filozoficzno-teologiczne. Zanim zajmiemy się analizą tak złożonego problemu, jakim jest Święta Inkwizycja, musimy uwolnić się od nawyku stronniczości towarzyszącemu zazwyczaj tego rodzaju analizom. Bez wątpienia trzeba wskazać i potępić błędy, jakich dopuścili się egzekutorzy Świętego Oficjum, wskazać trzeba też na nadużycia władzy inkwizycyjnej. Dopiero uwzględnienie tych elementów da nam pewność, że zachowamy przynajmniej minimum intelektualnej prawości i zbliżymy się do prawdy. Zadanie to nie jest łatwe, bo musimy sobie zdać sprawę z tego, że po drugiej stronie ideologicznej barykady stoją media masowe z arbitralnymi sądami, deformacjami, legendami wspieranymi przez liczne sugestywne filmy, książki, publikacje czy świat masowej rozrywki. Nie podejmując działań mających na celu zmianę stanu świadomości wielu katolików zezwalamy, by bezdyskusyjnie dać się obarczać pomówieniami i kłamstwami. Już niebawem nie będzie pewnie w historii takiego miejsca, naznaczonego cierpieniem, błędem i okrucieństwem, za które nie będzie ponosił odpowiedzialności Kościół katolicki. Deklaracje hierarchów Kościoła przyczyniają się jeszcze bardziej do takiego stanu rzeczy; od pontyfikatu Jana XXIII po dzień dzisiejszy Kościół przeprasza za takie "grzechy Kościoła", jak: winy katolików w stosunku do protestantów (1963), prześladowanie Galileusza (1979), obojętność Kościoła wobec mafii (1983), winy Kościoła wobec zborów zreformowanych (1984), przyzwolenie Kościoła na handel niewolnikami (1985), za antysemityzm (1986), za rasizm (1989), za fanatyzm i przemoc w stosunku do Husa (1990), za udział katolików w kolonizacji i wprowadzaniu niewolnictwa (1992), za wygnanie Żydów z Hiszpanii (1992), za obojętność Kościoła wobec nierówności społecznych (1994), za zbrodnie Inkwizycji (1994), za wyprawy krzyżowe (1995), za udział Kościoła w dyskryminacji kobiet (1995), za udział katolików w doprowadzeniu do powstania drugiej wojny światowej (1995), za krzywdy wyrządzone niekatolikom (1995), za zerwanie dialogu z Lutrem (1996) oraz za winy popełnione w służbie prawdy, za naruszanie jedności Ciała Chrystusowego, za grzech przeciwko ludowi przymierza, za grzechy przeciwko godności kultur i religii i grzechy w dziedzinie podstawowych praw człowieka (2000). W tym ekspiacyjnym klimacie coraz częściej przedstawia się nam historię Kościoła katolickiego jako istne zbiorowisko wad. Już teraz efektem tego swoistego oblężenia jest stanowisko wielu katolików, którzy nie próbując zmienić tego stanu rzeczy utwierdzają się w przekonaniu, że historia Kościoła katolickiego naznaczona jest krwią, kłamstwem i okrucieństwem. Trwa nieustanna propaganda usiłująca wmówić, głównie katolikom, że oto Kościół nie ma prawa nikogo pouczać, bowiem również na jego koncie jest krwawa plama Inkwizycji, za którą katolicy są odpowiedzialni i za którą powinni przepraszać i nie zapominać o swej haniebnej przeszłości. Najbardziej jednak smuci zachowanie się niektórych duchownych, którzy kokietowani przez media masowe krytykują "prawdy", o których słyszeli jedynie z plotek i legend wpisując się (mam nadzieję, że nieświadomie) w nurt Kościoła, który bije się w piersi za swą krótkowzroczność i reakcyjność. Książka ta jest dedykowana przede wszystkim dla nich. Nie możemy zapominać podstawowego faktu, że chrześcijaństwo w rozliczeniu XX wieków historii jest światłem tej historii, a Święta Inkwizycja jedną z najbardziej humanitarnych instytucji średniowiecza. Książki tej nie należy też traktować jako szczegółowego wykładu historycznego o Inkwizycji. Została ona napisana z zamiarem przedstawienia jej pozytywnych aspektów oraz obalenia jednej z tzw. czarnych legend Kościoła. Ilekroć podejmujemy problem Inkwizycji, musimy pamiętać o dwojakim charakterze zagadnienia: metafizycznym i historyczno- ideologicznym. W analizach historycznych zwyczajowo poruszany jest tylko drugi aspekt. Należy jednak pamiętać, że podstawowym celem Inkwizycji było ratowanie zagubionych dusz ludzkich, była to zatem walka o najistotniejszą wartość, o życie wieczne. Najczęściej pomija się wskazanie na fakt, że wartość duszy ludzkiej stoi tu ponad ideologią, historią, czy ustrojem. Zatrucie dusz ludzkich błędem herezji powodowało i powoduje katastrofalne skutki. O tymże aspekcie nie można zapominać w tego rodzaju analizach. Badając działalność Trybunałów Inkwizycyjnych należy przede wszystkim sięgnąć w pracy badawczej do bogatych archiwów, jakie się zachowały po procesach inkwizycyjnych a dopiero potem po ich opracowania czy reinterpretacje. Wtedy to, jak pisał Józef Tyszkiewicz, "każdy historyk bezstronnie badający historię Kościoła musi powtórzyć słowa, którymi de Tocqueville kończy swe dzieło: Rozpocząłem badania pełen uprzedzeń przeciwko papieżom - skończyłem je pełen szacunku i podziwu dla Kościoła! (...) DZIAŁANIE TRYBUNAŁÓW INKWIZYCYJNYCH Niejednokrotnie w środkach masowego przekazu można usłyszeć albo przeczytać opinie, że procesy inkwizycyjne były zapowiedzią procesów stalinowskich czy hitlerowskich. Wielokrotnie powtarzane schematy utrwaliły się w masowej świadomości do tego stopnia, że niejednokrotnie wiele osób, zupełnie jak w znanym wierszu Majakowskiego, myśli "tępienie wolności myśli", a mówi - "Inkwizycja". Do takiego stanu rzeczy przyczyniły się podobno sądy inkwizycyjne, "wyraz hipokryzji chrześcijańskiej Europy wieków średnich". Warto się przyjrzeć bliżej dokumentom z procesów inkwizycyjnych, by wyrobić sobie prawdziwe zdanie na ich temat. Proces inkwizycyjny rozpoczynał się od przeczytania oskarżonemu zarzutów, jakie były mu stawiane. Oskarżony miał prawo zabrania głosu w przypadku niezrozumienia aktu oskarżenia, a wówczas przewodniczący Trybunału miał obowiązek wyjaśniania aktu oskarżenia aż do momentu, gdy oskarżony zrozumiał treść całego dokumentu. Jeżeli podejrzany uważał, że któryś z sędziów jest mu nieprzychylny i wrogo do niego nastawiony, miał prawo odwołania się na tej podstawie do Stolicy Apostolskiej, prosząc jednocześnie o zmianę członków Trybunału. Średniowieczny przywilej veta oskarżonego wobec członków Trybunału nie był fikcją, jest jednak niestety zazwyczaj pomijany w pracach dotyczących Inkwizycji, chociaż nie można zaprzeczyć, że "w razie, gdy który z sędziów był osobistym jego wrogiem [oskarżonego] lub gdy się pragnął podsądny użalić na jego postępowanie, mógł tego sędziego odrzucić i apelować do Stolicy Apostolskiej, a dowodzą przykłady, ze prawo to nie było czysto teoretyczne. W pierwszych latach Inkwizycji hiszpańskiej nic nie wywołało większego niezadowolenia Ferdynanda i Izabeli, jak nieustanne odwoływanie się ze strony oskarżonych do Stolicy Apostolskiej". Ponadto Trybunał Inkwizycyjny nie poprzestawał tylko i wyłącznie na zeznaniach świadków, miał bowiem obowiązek wysłuchania i ustosunkowania się do zarzutów stawianych przez oskarżonego, dlatego twierdzenie, jakoby oskarżony w sądach inkwizycyjnych nie miał prawa głosu, jest wierutną bzdurą. Ilekroć w mediach pada słowo "Inkwizycja", tylekroć większość odbiorców myśli automatycznie o Stolicy Apostolskiej, powszechnie bowiem uważa się, że działalność sądów inkwizycyjnych inspirowana i wspierana była przez kolejnych papieży. Nie jest to do końca zgodne z prawdą. "Papieże robili wszystko co mogli, by utrzymać Inkwizycję w granicach właściwych. Sam Llorente przytacza liczne wypadki, w których papieże kazali tajemnie absolwować heretyków i nie nakładali im żadnej kary świeckiej. Szczególnie Leon X, ten rozumny i uczony papież, nie wahał się rozpocząć walki z inkwizytorami Toledo (1519), którzy uporczywie ścigali Hiszpanów odwołujących się do papieża; ekskomuniki nie szczędziły także inkwizytorów. Tenże papież przedsięwziął zupełną reformę Trybunałów Inkwizycyjnych hiszpańskich, ale opór Karola V przeszkodził w urzeczywistnieniu tego zamiaru. Gdy poruszono myśl wprowadzenia Inkwizycji hiszpańskiej do Neapolu, Paweł III połączył swe protesty z protestami Neapolitańczyków, i zamiary cesarza spełzły na niczym. Pius IV i Karol Boromeusz bardzo skutecznie oparli się wprowadzeniu Inkwizycji do Mediolanu. Gdy zaś Inkwizycja w roku 1695 wciągnęła na Indeks czternaście tomów zbioru Bollandystów, najuczeńsi kardynałowie: Noris, Albani, Aguirre, Sfondrati i in. zaprotestowali przeciw temu dekretowi, a wobec powszechnego niezadowolenia, jakie ten dekret wzbudził między uczonymi, wielki inkwizytor zmuszony był go cofnąć." Niejednokrotnie słyszy się z ust historyków zarzut, jakoby instytucja Inkwizycji była najbardziej krwawą organizacją wieków średnich, co więcej - Inkwizycja miała rzekomo dać bodziec późniejszym sądom do bezkarnego traktowania sądzonych. Zarzut ten jest o tyle chybiony, że nawet po pobieżnym zapoznaniu się z duchem epoki wieków średnich nie sposób nie zauważyć, że ówczesne państwowe prawo karne było daleko bardziej surowe, aniżeli prawo inkwizycyjne. Insynuacja, jakoby stosowanie kary śmierci w stosunku do zatwardziałych heretyków był stosowany tylko przez Kościół katolicki, jest również nieprawdziwa. Kara śmierci wykonywana na odstępcach religijnych wykonywana była w większości krajów i wśród wszystkich wyznań (szczególnie u protestantów). W Kościele Rzymskim wprowadzenie kary śmierci dla heretyków należy wiązać z rokiem 1198, kiedy papież Innocenty III zaostrzył sankcje wobec heretyków. W ciągu kilku następnych lat nastąpiła całkowita zmiana polityki w stosunku do kacerzy - od napominania i walki na argumenty Stolica Apostolska przeszła do wytoczenia im zdecydowanej wojny, łącznie z żądaniem najwyższej kary dla heretyków. Czytając XIX-wieczne rzetelne analizy sądów inkwizycyjnych można się przekonać, że "łagodniejsze i oględniejsze było postępowanie sądowe Inkwizycji, aniżeli innych sądów ówczesnych, że więzienia inkwizycyjne nie były znów takie straszliwe lochy i podziemia, za jakie je podają wrogowie ale daleko bardziej ludzkie i milsze, aniżeli w innych krajach, że tortury w sądach inkwizycyjnych raz tylko mogły być prawnie stosowane, a nie powtarzane często jak to się działo w sądach państwowych." Zarzuty podważające historyczną prawdę o Świętej Inkwizycji zdarzają się nagminnie, szczególnie podczas omawiania historii Kościoła w wiekach średnich, jednakże należy zwrócić także uwagę na tendencje przeciwne, starające się wybielić postępowanie sądów inkwizycyjnych. Można się nawet spotkać ze stwierdzeniem, że Święte Oficjum zawsze było przeciwne karze śmierci i nigdy takową w stosunku do kacerzy nie szafowało, ani nawet nie popierało. Jest to twierdzenie tak samo mylne jak to, które utrzymuje, że Kościół katolicki wprowadził stosowanie stosów jako kary dla innowierców. Kościół zawsze był za utrzymaniem kary śmierci w prawodawstwie świeckim. Jak głosi Katechizm Soboru Trydenckiego, obowiązek miłości nakazuje wiernemu przebaczyć nawet zabójcy jego najbliższych krewnych, podstawowym zaś obowiązkiem państwa w służbie miłości jest zabezpieczać porządek publiczny, bronić dóbr materialnych i duchowych obywateli. Jeśli kara śmierci jest konieczna dla zapewnienia bezpieczeństwa publicznego, państwo może się do niej uciekać (33, § l). Katechizm Kościoła Katolickiego, zatwierdzony przez Jana Pawła II w artykule 2266 potwierdza także możliwość jej stosowania. Papież Grzegorz IX wydał w 1231 r. rozporządzenie, aby heretycy potępieni przez Kościół wydawani byli władzy świeckiej, która wymierzy im stosowną karę (animadversio dobita}. Karą tą mogła być także kara śmierci. Motywacja takiej surowości tłumaczona była przez dostojników kościelnych przy pomocy porównania majestatu ziemskiego z majestatem Boskim: jeżeli uważa się za słuszne stosowanie kary śmierci za obrazę majestatu ziemskiego, aby zachować proporcję prawną o wiele bardziej należy karać tych, którzy dopuszczają się obrazy i bluźnierstwa wobec majestatu Bożego. Taką argumentację podtrzymywał największy autorytet ówczesnych czasów, św. Tomasz z Akwinu. W 11 zagadnieniu swej Sumy teologicznej w paragrafie poświęconym heretykom Akwinata pisze tak: "Heretycy popełniają grzech, którym zasługują sobie nie tylko na karę klątwy, czyli wyłączenia z Kościoła, lecz także na karę śmierci. O wiele bowiem cięższą zbrodnią jest psuć wiarę, która stanowi o (nadprzyrodzonym) życiu duszy niż, np. fałszować pieniądze, które śluzą życiu doczesnemu (...). Ze strony zaś Kościoła jest miłosierdzie troszczące się o nawrócenie błądzących stosownie do nauki apostoła (2 Tym 2, 24) nie potępia się ich od razu, lecz dopiero po pierwszym i drugim. upomnieniu; po tym zaś skoro heretyk nadal trwa w uporze, straciwszy nadzieję w jego nawrócenie, mając na uwadze zbawienie innych, Kościół karą klątwy wyklucza go ze swojego tona i następnie zostawia go sądownictwu świeckiemu, by przezeń byt usunięty ze świata karą śmierci." Argumentacja dotycząca stosowania kary śmierci na heretykach użyta w Sumie teologicznej św. Tomasza z Akwinu pochodzi od papieża Innocentego III i była powszechnie stosowana w średniowieczu. Aby uzyskać pełny obraz należy jeszcze dodać, że w historii działania Trybunałów Inkwizycyjnych nigdy nie zdarzyło się, by Inkwizycja wydała sądzonych heretyków w ręce władzy świeckiej, jeśli ci uznali swe błędy i zapragnęli powrócić na łono Kościoła. Chcąc przyjrzeć się dokładnie przebiegom procesów inkwizycyjnych należy sięgnąć do źródeł opisujących bezpośrednio tzw. "wzorcowe" procesy. Najbardziej miarodajnymi pracami są tu Practica officii inquisitionis haereticae pravitatis Bernarda Gui (wydana ponownie w Paryżu w 1886 roku; w Polsce ukazała się w tym roku) oraz dzieło Mikołaja Eymerica z 1376 roku, zatytułowane Directorum inquisitorum (ponownie wydane w "Nouvelle Revue historique de droit francais" w r. 1883 na stronach 669-678). Prace te dają prawdziwy obraz sądów inkwizycyjnych, a także inkwizytorów i wymaganych cech, jakie powinni posiadać. Tymczasem poprzez oszczercze książki w rodzaju Imienia róży Humberta Eco utrwala się mit inkwizytora - lubieżnego sadysty, który nie cofnie się przed żadnym okrucieństwem, by tylko móc pastwić się nad biednymi, niewinnymi ludźmi... Wystarczy sięgnąć do prac wspomnianych inkwizytorów i relacji naocznych świadków, aby przekonać się, że prawda była zupełnie inna, niż to usiłują wmówić czytelnikom Le Goff i Eco, utrzymujący, że "najbardziej krwawy" inkwizytor Gui palił heretyków i podejrzanych o herezję przy każdej nadarzającej się okazji. Tego rodzaju antykatolicka propaganda funkcjonowała już niestety znacznie wcześniej - przykładowo, jak podaje Podręczna encyklopedia kościelna z 1909 roku, "Brial, prawdziwy uczony, chyba tylko przez nieuwagę w XIX tomie Recueil des Historie de Gaules (s. XXIII) mówi, ze za Bernarda Gui (od 1308 do 1323) spalono na stosie 637 heretyków, gdy wiadomo, że z grona tych osób tylko 40 na śmierć skazano." Właśnie tak: na nieszczęście wszystkich tych "wybitnych mediewistów" działalność inkwizycyjna Bernarda Gui jest doskonale udokumentowana, a z dokumentów wynika jasno, że ów "najbardziej krwawy" inkwizytor w ciągu szesnastu lat sprawowania funkcji przewodniczącego Trybunału Inkwizycyjnego orzekł winę w stosunku do 913 oskarżonych, spośród których tylko 42 osoby zostały przekazane ramieniu świeckiemu (co - trzeba to jasno zaznaczyć - nie było jednoznaczne z wyrokiem śmierci!), na resztę zaś osób nałożono kary kanoniczne lub więzienie, tzw. murus largus, czyli odosobnienie w klasztorze, lub murus strictus, polegające na zamknięciu w celi klasztornej. Zarówno w przypadku murus largus, jak i murus strictus dopuszczalne byty odwiedziny współmałżonka, była to bowiem bardziej praktyka pokutna niż kara kryminalna. Z reguły skazani podlegali wielokrotnym amnestiom, skracającym wyroki lub zamieniającym je na inną pokutę, np. odmawiania codziennie psalmów pokutnych czy pielgrzymkę do miejsc kultu. Ilekroć mówi się o fanatycznych inkwizytorach, którzy w każdym sprzeciwie władzy katolickiej węszyli zapach siarki, próbując wykorzenić go jedyną znaną sobie metodą - stosem, zapomina się o faktach, zastępując je propagandą. Omawiany przykład Bernarda Gui nie jest odosobniony - oto oświeceniowi komentatorzy Inkwizycji przywołują często obok niego postać Jakuba Fourniera, [ Pobierz całość w formacie PDF ] |