W Sobotkowy Czas Netpress Digital, klasyka literatury
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
August Strindberg W SOBÓTKOWY CZAS Konwersja: Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment pełnej wersji całej publikacji. Aby przeczytać ten tytuł w pełnej wersji Niniejsza publikacja może być kopiowana, oraz dowolnie rozprowadzana tylko i wyłącznie w formie dostarczonej przez NetPress Digital Sp. z o.o., operatora . Zabronione są jakiekolwiek zmiany w zawartości publikacji bez pisemnej zgody NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania się jej od-sprzedaży, zgodnie z . Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie internetowym . W SOBÓTKOWY CZAS August Strindberg W sobótkowy czas, kiedy ziemia w północnych krainach staje na ślubnym kobiercu, gleba się raduje,źródło tryska, polne kwiaty strzelają w górę i ptaki śpiewają, nadleciał z lasu gołąb i usiadł przed chatą, w której leżała w łóżku dziewięćdziesięcioletnia mateczka. Staruszka leżała już tak od dwudziestu lat i je- dynie przez okno mogła oglądać to, co działo się na podwórzu, gdzie gospodarzyli jej dwaj synowie. Widziała świat i ludzi na swój szczególny sposób, gdyż zmatowiałe szyby okienne miały w sobie różne kolory tęczy i wystarczyło tylko trochę odwrócić głowę, by wszystko wydawało się to cz- erwone, to żółte, to zielone, to znowu liliowe. I tak na przykład w zimowy dzień, kiedy oszronione drzewa wyglądają jak obsypane srebrnymi liśćmi, odwracała głowę na poduszce i te same drzewa 4/5 stawały się zielone; było lato, pola słały się złotem, a niebo się niebieszczyło, nawet jeżeli samo w sobie było naprawdę szare. Staruszce wydawało się, że umie w ten sposób czarować i dlatego nigdy jej się nie nudziło. Ale zaczarowane szyby miały jeszcze jedną cechę: ponieważ były krzywe, pokazywały wszystko, co znajdowało się za nimi, raz większe, a raz mniejsze niż w rzeczy- wistości. Kiedy więc jej dorosły syn wracał zły do domu, krzycząc na całe podwórze, matka wypowiadała życzenie, żeby znów stał się malutki i miły, i zaraz widziała go takim. Albo kiedy nadchodzili jej wnukowie, kołysząc się niepewnie na małych nóżkach, zamyślała się nad ich przyszłością i - raz, dwa, trzy - pojawiali się w szybie, niczym w szk- le powiększającym, dorośli, wyrośnięci, prawdzi- we wielkoludy. Ale, kiedy nadeszło lato, pozwoliła otworzyć okno, gdyż szyby nie mogły pokazać tego, jak pięknie było na dworze. A teraz, w sobótkowy wieczór, gdy było chyba najpiękniej, leżała patrząc na łąkę i pastwisko, gdzie gołąb wyśpiewywał swą pieśń. Śpiewał prześlicznie o Jezusie Chrystusie, radościach i wspaniałościach królestwa niebieskiego, zapraszając tam wszystkich, którzy są spracowani i dość mają trudów tego świata. [ Pobierz całość w formacie PDF ] |