W starym kraju - John Boyton ...

W starym kraju - John Boyton Priestley dobra jakosc, ksiegi wyzwolone
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->J. B. PRIESTLEYW STARYM KRAJUprzełożyłaWiesława Schaitterowa1970CZYTELNIK - WARSZAWATytuł oryginału IT'S AN OLD COUNTRY© J. B. Priestley 1967,,Czytelnik” Warszawa 1970CRANKY` digital quality2Proszę czytelników o przyjęcie mego uroczystego zapewnienia,żenigdzie w tej powieścinie zamierzałem realnych ludzi i miejscowości stawiać pod pręgierz krytyki. Jeśli zachodzijakaś zbieżność nazwisk i nazw, jest to dziełem czystego przypadku.J. B. P.31W tydzień po pogrzebie matki, w piątek, Tom Adamson został zaproszony na obiad przezWentworthów. Andrew i Madge mieszkali w Sydney na Kings Cross - zajmowali obszernemieszkanie na ostatnim piętrze, ponad jarzącym się kolorowym neonem, gdzie nie docierałyjuż dźwięki gitar, muzyki syntetycznej i pieśni ludowych. Mogli sobie na to pozwolić,ponieważ nie mieli dzieci. Andrew uzyskał docenturę na wydziale literatury angielskiej tegosamego uniwersytetu, gdzie Tom wykładał historię ekonomii kolonialnej, Madge zaś miałabardzo dobrą posadę w Australijskiej Komisji Radiofonicznej. Lubili dostatnieżycie.Wpodłużnym salonie, który Tom widywał dotychczas jedynie podczas przyjęć, gdy wypełniałgo tłum zaproszonych gości, dopiero teraz dostrzegało się mnóstwo abstrakcyjnych obrazów,doskonale harmonizujących z całym wnętrzem utrzymanym w tonie jasnożółtym iciemnobrunatnym. We wnęce nakryty był stół na trzy osoby.— No widzisz, nikogo więcej nie ma — powiedział Andrew wchodząc z butelką sherry.Andrew pił whisky — zawsze pił whisky, aby uchronić się, jak mawiał, przed zalewem piwa,które otępiało umysły wszystkich Australijczyków. Wentworthowie byli Anglikami —wyjechali z kraju dopiero przed trzema czy czterema laty. I to był główny powód, dla któregoTom przyjął ich zaproszenie — nie mówiąc tego oczywiście gospodarzom. — Tylko my,przyjacielu — powtórzył Andrew. — Tak jak sobieżyczyłeś,prawda?— Tak, Andrew, bo, widzisz, jeśli chcecie koniecznie wysłuchać mojej historii, która możeprzekształcić się w długą i nudną opowieść...— Spróbuj zacząć bez tych wszystkich wstępów, bracie. Wspomniałeś mi kiedyś o tejdziwnej historii, a ja przekazałem to Magde w jeszcze bardziej zwięzłej i niejasnej formie.Ona po prostu umiera z ciekawości...— Przestań gadać i weź to ode minie. — Magde wkroczyła do pokoju z tacą. — Najpierwzjemy coś na zimno: oeufs-en-gelee. Gdzie jest dżin? — Potrząsnęła ciemnymi, krótkoostrzyżonymi włosami. Drobna, pełna energii, Magde zawsze robiła wrażenie zagniewanej,ale w istocie wcale nie była złośnicą. — Tom, odstaw sherry. To paskudztwo. — Zmierzyłago wzrokiem. — O Boże, jesteś pierwszym atrakcyjnym mężczyzną, jakiego tu widzę odwielu tygodni...— No, a ja? — zapytał Andrew wychodząc z niszy.— Ty jesteś zbyt niski, zaczynasz już obrastać sadłem i wyglądać jak zażywny starszy pan.Popatrz na Toma. Wysoki, ciemnowłosy, przystojny, posiada wszystkie te cechy, które siejąwszędzie spustoszenie i którymżadnaz nas, kobiet, nie potrafi się oprzeć.— Kobieto! On by cię nigdy do niczego nie potrafił skusić!— Na pewno. Nie to co ty, kusicielu. Skusiłeś mnie, bym wstąpiła do twego łoża. Skusiłeśdo zamieszkania w Birmingham, gdzie musieliśmy siedzieć w tej suterenie na Adgebaston, apotem uległam ci, gdy kazałeś mi jechać Bóg wie ile tysięcy mil i teraz wysłuchuję przezczternaście godzin na dobę rzępolenia różnych skrzypków.— Cóż za niewyparzona gęba! Ale Megiera! — zawołał Andrew obrzucającżonęwzrokiempełnym uwielbienia.— No, chłopcy, zabieramy się do jedzenia — zapraszała Madge. Gdy usiedli przy stole,zapytała Toma: — Więc kiedy jedziesz do domu?Tom uśmiechnął się.— Wcale nie jadę.— Jak to? Andrew mówił mi...— Ach, no tak. Do Londynu lecę w przyszłąśrodę...Ale wcale nie wracam do domu.Opuszczam dom. Miałem trzy lata, gdy tu przyjechałem... trzydzieści trzy lata temu.4— Racja! — zawołała Madge. — To wszystko przez ten twój angielski akcent.— Kobieto, przecież on już dawno wyrósł ze swych szczenięcych lat! — zawołał Andrew ichciał jeszcze coś dodać równie agresywnym tonem, ale Madge kazała mu się zamknąć.— Jeśli chcecie, abym wam to wszystko wyjaśnił, musicie się uzbroić w cierpliwość...— Nie, nie, nie, poczekaj, po obiedzie. Najpierw podam wszystko, zjemy i dopierozaczniesz. Bo tak nie będę się mogła w tym wszystkim połapać. A jak wiesz, przyszedłeś tuprzede wszystkim po to, aby zaspokoić moją ciekawość.— No i widzisz, bracie? Musisz poczekać — wtrącił Andrew. — Zacznij sobie układaćwątek w pamięci. Możesz się streszczać, opuścić coś w jednym miejscu, skrócić w innym,przesiać fakty...— Andrew! Otwórz to chateau woolaboolanoolla czy jak to się tam nazywa — rzuciłaMadge rozkazującym tonem. — Ja przez ten czas przyniosę navarins. — Wybiegła do kuchni.— Madge niesłychanie poważnie podchodzi do spraw kulinarnych.— Ja również — dodał Tom. — To znaczy, naprawdę doceniam jej talent. Madgefantastycznie gotuje. Szczęściarz z ciebie. No, oczywiście, nie tylko jedzenie mam na myśli...— Masz rację, bracie. Ja naprawdę jestem szczęśliwy. Ileż tożon,z pozoru miłych,sympatycznych, w istocie jest jędzami. Madge stanowi ich przeciwieństwo. Dyryguje mną ikrzyczy na mnie bez przerwy, ale w gruncie rzeczy słodka z niej dziewczyna. Spróbuj tegoczerwonego wina, Tom. Ja jestem wierny swojej whisky. Dobre? Bardzo się cieszę. A terazudzielę ci pewnej rady. Gdy już będziesz w Londynie, gdzie pełno dziewcząt, które czyhająna takich facetów jak ty, aby się tylko uwolnić od koleżanek, z którymi muszą dzielić pokójprzy Earl's Court, bo dosyć już mają suszących się wiecznie w łazience cudzych majtek ipończoch, dobrze wypatruj takiej, która pozornie będzie jędzowata jak Madge, a strzeż siętych wszystkich wrednych dziwek strojących słodkie minki. Czegóż ta Magde znowu takwrzeszczy? O co jej chodzi?— Zdaje się,żeo jakieś talerze. — Tom podniósł się i podał mu kilka.— O nie, wszystko musi być wyraźnie zadysponowane.Istotnie, wszystko było zadysponowane, wszystko, łącznie z wyśmienitym obiadem. Tomwyraził Madge swoje uznanie, gdy zasiedli do kawy przy podłużnym, niskim stoliku. Ale gdyjuż usiadł i uśmiechnął się leniwie, z wdzięcznością do swych przyjaciół, poczuł, jak ogarniago jakaś ponura melancholia. Zawsze, gdy obserwował takie niezwykłe pary jakWentworthowie, naprawdę szczęśliwe, a nie tylko udające szczęście, czuł się jakośwyobcowany, wydawało mu się,żeporusza się po jakiejś samotnej orbicie, niezdolny uczynićani powiedzieć nic, co mogłoby mieć dla nich naprawdę znaczenie. I to wcale nie skromnośćani obawa,żemoże ich znudzić, wstrzymywała go od rozpoczęcia historii o sobie samym.Było to uczucie,żechoćby okazywali mu nie wiem jak wielkie zainteresowanie — odetchną zulgą i będą się czuli szczęśliwi, gdy skończy i pójdzie sobie. Po prostu nie potrzebowali, awięc nie pragnęli, mieć koło siebie nikogo.— 8No więc, bracie, ukróć cierpienia tej małej — powiedział Andrew zapalając cygaro,chropowate jak wypalony zimny ogień. — Jedziesz do Anglii szukać ojca, tak?— Zgadza się.— No — wtrąciła Madge — więc od tej chwili ani słowa, Andrew. A ty, Tom, powiedz, jakto było. Nieśpieszsię, masz czas.— Zacznę od mego ojca, Charlesa Adamsona — zaczął Tom po chwili wahania. — Urodziłsię w Surrey, w roku 1897, jako drugi z kolei syn wielebnego Cyryla Adamsona, dyrektoraszkoły. Od 1915 do 1919 roku służył w pułku strzelców northumberlandzkich i doszedł dorangi kapitana. Rok studiował w Oksfordzie, a potem próbował swych sił na deskachscenicznych. Został aktorem, zaczął też malować, dzieląc czas między scenę i sztalugi.— Tak bywa — wtrąciła Madge. — A miał talent? Doszedł do czegoś w którymś z tychzawodów?5 [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • diabelki.xlx.pl
  • Podobne
    Powered by wordpress | Theme: simpletex | © Spojrzeliśmy na siebie szukając słów, które nie istniały.